mami i sykomorami, świątynia Chnuba, wielkiego Boga egipcjan o baraniej głowie. Widział, jak białe słupy się świeciły, widział między nimi kilku kapłanów, siedzących na schodach.
Nienawidził ich. Spojrzenie jego padło na pusztę miejsce przed domem jego. Tam stała przez stulecie, dumna i wysoka, świątynia Jahwy, Boga żydów. Nawet król perski Kambyzes, nie naruszył jej, gdy zdobył państwo egipcjan i zburzył wszystkie świątynie. Lecz teraz świątynia była zburzona, ani jeden kamień nie leżał już nad drugim.
Stało się to pięć lat temu. On, Jedonja, puścił się był wówczas wzdłuż Nilu, podejmując najazd na etjopijeżyków — z całem wojskiem z Jeb. Równocześnie zaś Arsames, namiestnik Egiptu, jechał na dwór drugiego Darjusza, do Susy, miasta perskiego. Z tej okazji skorzystali kapłani Chnuba — przekupili byli jenerała Widarnaga, perskiego komenderującego Słoniowej Wyspy. Ten i syn jego, Nefaja, który komenderował bliskiem miastem targowem, Syene, wtargnęli z żołnierzami egipskimi do nieobronionej wówczas twierdzy Jeb, splądrowali starą świątynię żydów i zrównali ją z ziemią.
Coprawda, gdy satrapa powrócił z wizyty swej u króla, rychło zrobił porządek. Kazał ściąć jenerałów Widarnaga i Nefaję, własnych ziomków swych,