Przy śniadaniu znalazł się dość daleko, ale tak, że miał jej głowę i ramiona w polu widzenia.
Była naprawdę ładna bardzo, ale poważna i obojętna do tyla, że Emil zrezygnować musiał odrazu z myśli o jakiejś przygodzie. Nie snuł więc żadnych projektów, o niczem nie marzył. Nie doznawał przecież zawodu. Wystarczało mu, że ta młoda, urocza, cudzoziemska głowa przesuwa się powoli po uroczej perspektywie widzianego przez okna kraju. Świat poza nią okręcał się zwolna wokół dalekiego, głęboko za horyzontem leżącego punktu.
Patrzył na nią długo i uważnie, pragnąc zamagazynować w sobie głęboką radość z jej widzenia. Gdy odeszła wcześniej, doznał lęku. Zbyt wyraźny cień rzuciła mu na serce tem odejściem.
Przez resztę drogi Emil myślał już tylko o niej i o tem wogóle. Nie opuszczał go pewien niepokój, chociaż powinien był raczej uczuwać radość.
Od wielu lat bowiem, może prawie od czasu Joanny, erotyzm jego nie wychodził poza obręb dziedziny zmysłów. Wszystkie jego „dobre fortuny“, przeważnie cudzoziemki, były bardzo fizyczne, zawsze gotowe do pieszczoty. To określało rodzaj uczuć, jakie budziły. I Emil oddawna pragnął namiętności, tęsknił za taką miłością, która byłaby silniejsza, niż on, to jest: niż jego myśl i chęć. Wespół z Jakóbem Fanem ustalili, że daleko jest mniej podobieństwa między wysokim i nizkim gatunkiem miłości, niżeli między nizkim gatunkiem miłości a każdą inną rozrywką zmysłów.
Dwa razy jeszcze przeszedł wzdłuż pociągu. Drzwi przedziału jej były zamknięte. Za trzecim razem stanął w korytarzu przy oknie i czekał. Stał z radością i lę-