ruchliwe, śliczne, z czarnemi kokardami nad lewem uchem i długiemi, żółtemi włosami.
Do ogrodu zeszła wkrótce Ada. Mówiąc z Emilem, ocierała się policzkiem o policzek Anieli, którą trzymała wpół. Emilowi wydała się inna, niż na tarasie. Miała twarz pełną ospałej dumy, a oczy czarne i zuchwałe. Nie podobała mu się wcale.
Nie podobał mu się nikt. Wkrótce zjawiło się dwóch młodzieńców, dużych, mocnych, opalonych, którzy baraszkowali z Adą po ogrodzie. Przyszedł pan Bietowski, którego jedyną doprawdy legitymacją w tym świecie był jego stosunek do hrabiny Worostańskiej. Emila zabrano na projektowany już przedtem spacer, powozami do sąsiedniego, starego miasta.
Przejeżdżając, Emil obejrzał się za miejscem, w którem zrana widział ją.
IX.
Od przyjazdu matki i ciotki Sinodworskiej Emil znaczną część dnia przebywał w towarzystwie wszystkich tych kobiet. Prócz niego był tam też zawsze pan Bietowski, młodzi Sinodworscy i paru innych, nic nie znaczących, zmieniających się co tydzień młokosów, którymi poniewierała Ada.
Emil uczuwał do niej niechęć, nie unikał jej jednak. Miał pewne zaufanie do jej inteligencji. Ale była zbyt jawnie zmysłowa, zbyt duża i tęga, zbyt fizyczna. Usta jej były zbyt czerwone i jakby twarde. Na tłustych policzkach miała skórę cienką, naciągniętą, a zaraz pod nią krew. Jej ciało robiło raczej wrażenie mięsa.