ronów i margrabiów. Nie mówił nic o pieniądzach. Nie był poufały. Zdawał się nie przywiązywać wagi do stosunków dobrych; zaledwie tyle, że unikai złych. Nie poszukiwał niczego. Raczej oczekiwał. Nie lubił sportów, nie jeździł właśnie konno, nie grał w polo, nie umiał prowadzić swego samochodu, którym Ada przejechała się raz z nim zupełnie sama o późnym zmierzchu. Lubił zato czytać, podróżować i „robić miłość“. Niczego nie udawał, do niczego nie pragnął dojść. Chociaż oddawna katolik, był w gruncie rzeczy patrjotą żydowskim i pogardzał chrześcijanami. Lekceważył ich świeżą umysłowość, ów pewien trud, z jakim myśleli. On sam myślał od niechcenia, sprawnie, lekko, pamiętał wszystko, masę umiał. Był zawsze cokolwiek smutny, leniwy i grzeczny.
Adę pociągał najbardziej ową inteligencją i odcieniem melancholijnego lekceważenia, z jakiem odbierał jej zabiegi i łaski. Jako cudzoziemiec, nie orjentował się tak dobrze w jej walorach socjalnych – i to też było plusem w oczach Ady. Była szczęśliwa, że go sobie wynalazła pośród świata, że go poniekąd wymyśliła. Tak bardzo uważała go za swoją własność.
Kiedyś, idąc w towarzystwie matki, Ada nie ukłoniła się Ephraïmowi, tylko skrycie uśmiechnęła się do niego. Miljoner, który lekceważył wszelkie dobra świata, a zwłaszcza brutalną zmysłowość tej słowiańskiej dziewczyny, i bywał przyjmowany w paru najlepszych paryskich salonach, uważał ją odtąd za nieznajomą. Emil widział, że Adę nurtuje niepokój i złość. Jednego dnia zażądała, aby koniecznie zaaranżował zgodę między nią i Ephraïmem.
— Pan wie, że matka jest très douairièrs. Byłoby