Nie odpowiedziałam nic, ani zapytałam o bliższe szczegóły. Z półuśmiechem przyglądałam się zmrużonemi oczami złotym ogniwkom łańcucha, na którym prawie do ziemi spuszczały się moje binokle.
Zienowicz milczał przez chwilę. Wreszcie zaczął znowu:
— Mówiono mi, że pani należy do kobiet bardzo oryginalnych i silnych, żądnych władzy, kapryśnych i nad wyraz niebezpiecznych. Taka sława każdej kobiecie musi być miła.
Odpowiedziałam chłodno:
— Cała oryginalność moja na tym tylko polega niestety, że sława taka byłaby dla mnie niemiła właśnie —
— Ach — tak?
— Pocieszam się jednak myślą, że był to błędny sąd o mnie jakiejś pojedynczej osoby tylko.
— Ten, kto mi mówił o pani, nie mógł się mylić — wtrącił.
— Nie zapytuję pana, kto to był — rzekłam, nie słysząc jego słów. Domyślałam się, że będzie to Sępowska, mąż jej lub ktoś inny, równie mało ciekawy.
— Jeszcze jeden dowód, że pani jednak jest bardzo oryginalna.
— Mianowicie?
— Będąc kobietą, nie jest pani ciekawa.
Odwróciłam głowę z lekkim giestem niezadowolenia. Och — nazbyt już proste to wszystko.
Z pism Zienowicza jednak inaczej go sobie wy-