Prócz tego na zebraniu wczorajszym stała się jeszcze jedna rzecz.
Mianowicie Sępowscy bez zaproszenia mego i upoważnienia przyprowadzili ze sobą — Zienowicza. Uniewinniał się i tłumaczył z tej niewłaściwości — ale tak pragnął być u mnie. I przytym ośmieliła go pani Sępowska.
Witając go, zrobiłam trochę zdziwienia i zmieszania, chociaż zaraz złagodziłam to uprzejmością. Musiałam jednak zaznaczyć, że uważam za niestosowne, by podczas nieobecności męża, człowiek, mający podobną renomę między kobietami, odwiedzał mię, przychodził bez upoważnienia na zebranie, mające charakter prawie familijny. Odwiedziny jego nie mogą być niezauważone i nie mogą nie wywołać komentarzy.
Poświęcałam mu niewiele czasu, byłam zato bardziej uprzejma, niż u Sępowskich. Chciałam zatrzeć wrażenie zbytniej wesołości owego wieczora, którą mógł wziąć za ośmielenie go. Po raz pierwszy teraz dopiero powiedziałam mu coś miłego o jego utworach — ale etykietalnie i jakby z obowiązku gospodyni.
— Wiem także, że pan pisze wiersze — rzekłam — ale niestety — nie czytałam ani jednego.
— Czemu?
— Ach Boże — wstyd mi wyznać doprawdy. Zeszłym razem był pan tyle uprzejmy, że pan zauważył, jakobym była poetyczna. Otóż to jest zupełna nieprawda. Niech pan sobie wyobrazi, że ja czynię na sobie gwałt, by się zmusić do odczyta-