szybkością znikł uśmiech. Zmarszczył brwi. Pomilczał chwilę — i później wyrzekł parę słów, których Jan i Julka wysłuchali w skupieniu, z oczami, wbitemi w jego oczy.
Wniesiono herbatę. Uczynił się gwar i ożywienie, w którym towarzystwo zrównało się i pomieszało zupełnie. Do końca wieczoru trwała ogólna rozmowa o wydarzeniach politycznych. Nowy znajomy mówił płynnie, jasno i dosyć mądrze. Wydał mi się bardzo młody, sądzę jednak, że musi być starszy, niż zdradza to jego powierzchowność.
Wracając do domu, zapytałam Julki, kto to jest.
— Bardzo wielki człowiek — rzekła poważnie i nie chciała się wdawać w bliższe określenia.
— Podobał mi się — taki żywy i młody — rzekłam. — Chciałabym go skokietować...
Julka roześmiała się.
— Także trafiłaś! To nie to, co Jan. Ten człowiek ani patrzy na kobiety...
Ta ostatnia wiadomość oraz przypomnienie Jana sprawiły, że się zachmurzyłam.
— Poco ty mię tam właściwie zabrałaś, Julko? — rzekłam. — Nic dobrego nie uczyniłam przyjściem swym napewno —
— Ja sama teraz żałuję — rzekła ona.
Chwilę milczałyśmy.
— A narzeczona jego — czy także należy do was?
— Teresa — Naturalnie! Gdybyś poznała ją