Jump to content

Page:PL A Daudet Mały.djvu/274

From Wikisource
This page has not been proofread.

 Kubusiu, Kubusiu!... Słyszą, jej powóz zajeżdża. O, nędznica! skąd ona tak późno powraca? Więc już zdążyła zapomnieć o rannej scenie, z powodu której ja jeszcze cały dygoczę.
 Bramę zamknięto... Oh, żebyż tu nie przyszła! Wiesz, straszne jest takie sąsiedztwo kobiety, którą się nienawidzi!...

Godzina pierwsza

 „Przedstawienie, o którem ci piszę, odbyło się trzy dni temu.
 Przez te ostatnie trzy dni była wesoła, łagodna, serdeczna, czarująca. Ani razu nie pobiła swojej murzynki. Parokrotnie pytała się o ciebie, czy wciąż jeszcze kaszlasz; a wszak Bogu jednemu wiadomo, jak ona ciebie nie lubi... Powinienem był mieć się na baczności.
 Dziś, punktualnie o dziewiątej rano, wchodzi do mnie. O dziewiątej! ani razu jeszcze nie widziałem jej o tej porze!... Zbliża się do mnie i mówi z uśmiechem:
 — Dziewiąta.
 Potem nagle zaczyna uroczystą przemowę:
 — Mój drogi, oszukiwałam ciebie. Gdyśmy się spotkali, nie byłam wolna. Miałem już kogoś innego... kogoś, komu zawdzięczam cały mój zbytek... moją swobodę... moje utrzymanie...
 Mówiłem ci, Kubusiu, odrazu, że jakaś hańba kryje się pod tą tajemnicą.
 — Odkąd poznałam ciebie, związek ten był mi nieznośny... Jeśli ci nic o tem nie mówiłam, to dla-