Butelka rozprysła się na szczątki, a pośród okruchów szkła zawidniały bilety bankowe.
Oczy skazańca zaiskrzyły chciwością.
Drżącemi gorączkowo rękoma, wybierał banknoty i przerachował.
Było ich czternaście, każdy po tysiąc franków, w bardzo dobrym stanie, nieco tylko zmiękłe przez wilgoć.
— Oschną... w ciągu dziesięciu minut — wyszepnął, rozkładając je na stole. — Rzecz godna podziwu jednak — wyszepnął jak dobrze się przechowały! Zobaczmy teraz resztę.
Wyjął papiery w trąbkę zwinięte, jakie uwięzły w szyjce stłuczonej butelki, a siadłszy za stołem, przy blasku świecy rozwijał je kolejno i rozpatrywał.
Wartość tych papierów jest dobrze nam znaną.
Były to cztery weksle, podpisane przez Gilberta Rollin na rzecz Serwacego Duplat, ale bez daty dnia, w którym zostały wydane.
— To dziwna! — wyszepnął Grancey, znający się dobrze na szczegółach tego rodzaju jako były pomocnik adwokata. Dla czego są te weksle bez daty? Swierdzimy to później, a teraz przepatrzmy resztę.
Tą resztą, była, jak wiemy deklaracja, skreślona w tych słowach: