ni Henryka Rollin z domu d’Areynes obejmie w posiadanie dochody od spadku po hrabim Emanuelu d’Areynes“.
Paryż, dnia 27 Maja 1871 roku.
— Ha! ha! — zawołał skazaniec, zacierając ręce. — Otóż rozumiem dla czego te cztery weksle nie są datowane? Trzeba było czekać z oznaczeniem dnia wypłaty, dopóki owa pani Rollin z d’Areynes’ów nie zostanie posiadaczką dochodów od zapisanej sukcesyi. Duplat, jako lis chytry, pozostawił sobie samemu położenie daty, zależnej od dłuższego lub krótszego życia hrabiego Emanuela d’Areynes.
Siedemnaście lat upłynęło, ów hrabia zmarł już zapewne, weksle wszelako nienaruszalnemi pozostały. Zrobię z nich użytek, wiem jak postąpić, bo znam się na tem. Te cztery świstki papieru przedstawiają wartość stu pięćdziesięciu tysięcy franków. Piękna suma, zaiste!
Potrzeba mi się dowiedzieć — mówił dalej — dla czego ów pan Gilbert Rolin wydał te weksle Duplatowi?
Nie przyjdzie mi łatwo to odkrycie, ale ponieważ zawsze lubiłem odgadywać rebusy i szarady, może i tę zagadkę uda mi się łatwo rozwiązać. Mam z czego żyć tymczasowo — dodał — wskazując na banknoty rozłożone na stole.
Przed udaniem się na spoczynek, ów łotr przezorny, ukrył banknoty pod poduszkę, a zawinąwszy w stary dziennik okruchy szkła ze stłuczonej butelki, spać się położył.
Pozostawiwszy go we śnie głębokim powróćmy do głównej bohaterki naszej powieści, Joanny Rivat.
Pierwszą myślą tej nieszczęśliwej po przybyciu do Paryża, było udać się do kościoła świętego Ambrożego, dla podziękowania Bogu za przywrócenie jej zdrowia i zaczerpnięcia zarazem wiadomości o księdzu d’Areynes.
List przez nią napisany, a zwrócony jej następnie przez pocztę w Blois, nosił objaśnienie: „Nieznany“, który to wyraz wzbudził powątpiewanie w jej umyśle. Jakiś głos wewnętrzny mówił jej, że ksiądz Raul nie umarł.
Jak bowiem przypuścić, ażeby mógł być nieznanym