Szara, spękana ziemia
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Szara, spękana ziemia |
Pochodzenie | Sny o potędze |
Data wydania | 1909 |
Wydawnictwo | Księgarnia Polska B. Połonieckiego / E. Wende i Spółka |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Lwów, Warszawa |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały cykl Cały tomik |
Indeks stron |
[ 113 ]SZARA SPĘKANA ZIEMIA...
Szara, spękana ziemia, ugor zjałowiały,
Poszarpany pustymi wyschłych wód koryty.
W górze chmur brudna płachta skłon zasnuła cały,
Mglisty przestwór w znużenia chory sen spowity,
Pustka równa, ni drzewa, wzgórza ani skały,
Oko nie może lecieć w górę w dumne szczyty —
Monotonia, a w dali nuda pełznie skrycie,
Wlokąc za sobą rozpacz: Oto nasze życie;
Życie, które dziewiczych puszcz spragnionej duszy
Daje miejsce przy lichej, w piasku wzrosłej trawce.
A tęsknocie miast słońca, co blaskiem skier prószy,
Mosiężny krąg, jak dzieciom, rzuca ku zabawce —
Życie, co spacza myśli w nędzny płód ropuszy,
Myśli chcące w dal szumieć, jak orły-latawce —
Życie, co wszystkie węzły tak pięknie rozplata:
Tragedye śmiesznie, smutno zaś komedye świata.
Tak często dusza w smutku pogrąża się cienie,
Żeśmy próżno tak długo czekali w boleści
Na jakiś piorun z nieba, złote objawienie...
A może nic nie przyjdzie? Wszak przyjścia nie wieści
Żadne proroctwo, żaden głos w puszczy... Milczenie.
Wszystko głuche i ciemne, bez związku, bez treści
I rozpacz młotem w posąg twej wiary uderza,
I czujesz jak się w sercu twem pustka rozszerza.
Wtedy każ milczeć ustom, co złorzeczyć skore,
I wejdź w podziemie duszy, gdzie śpią twe rozpacze.
Wdziej szary płaszcz żebraczy, na czoło pokorę
I kładź kolejno dłonie na smutki, na płacze,
jakby na bladych dzieci głowy jasne, chore,
Patrz im w oczy, gdzie trawią się smętki tułacze,
Popatrz na wszystkie kwiaty zdeptane w popiele
A ukorzysz się wtedy, bo zrozumiesz wiele.
Zrozumiesz, że są w duszy głębie i otchłanie,
Lecz oko nie przebije ich pomrocznej fali,
A choć tam pusto, ciemno, przeczuć głuche wianie
Przynosi o północy echo kroków zdali...
Snadź idzie ktoś z bezkresów; a kiedy już stanie
U progu twojej duszy, słońce ci zapali,
Że przejrzy cienie wszystkich głębin wzrok twój wolny.
Głębie istnieją, choć tyś ich pojąć niezdolny.
A za głębią królestwo, gdzie wielki bóg władnie,
Nienazwany, co wielkość wlał w błękit i morze,
Co wieje tchem tajemnych gróz w przepaściach na dnie,
Co mieści dusze nasze, gwiazdy, noc i zorze,
Bóg, który na twej duszy jasną rękę kładnie,
Kiedy sen cichą nocą czuwanie twe zmoże,
Co wiedzie cię tajemnym i nieznanym lotem,
Skąd, dokąd i dlaczego? On jeden wie o tem.
Zrozumiesz, że daremny jest trud i mozoła,
By grzmiących fal pęd zmienić zaporą swych dłoni;
Że próżno gniewnym buntem pochmurnego czoła
Stawać na opak torom, któremi świat goni.
Wstrzymaj wóz w pędzie — rękę zgruchocą ci koła,
A przecie lecą tylko marną siłą koni!
I jak chcesz wstrzymać losów swych wóz, który żenie
W nieznaną i tajemną oddal Przeznaczenie?
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |