»Pochodnia pod korcem«, tragedya w czterech aktach
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | »Pochodnia pod korcem«, tragedya w czterech aktach |
Pochodzenie | Dusze z papieru Tom II |
Data wydania | 1911 |
Wydawnictwo | Towarzystwo Wydawnicze |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały tom II Cały zbiór |
Indeks stron |
»Pochodnia pod korcem« tragedya w czterech aktach.
Największą radość na włoskiej premierze »Pochodni pod korcem« miał chyba nikt inny tylko — Cezar Lombroso; tak sobie autor »Sławy« wziął do serca teorye o urodzonych zbrodniarzach, że zaludnia nimi sceny jak kryminały, morduje jak apasz, a troską jego wynalazczą zdaje się być skonstruowanie nowego morderczego narzędzia, albo nowy trucicielski preparat. Szlachetny hrabia de Monte-Christo, nie mógłby być tragicznym klientem d’Annunzia — przyzwyczaił bowiem organizm do trucizn.
D’Annunzio, autor dramatyczny — nabrał morderczych manier i w tym kierunku doszedł do doskonałości, zacząwszy od rzeźnickiego procederu z obcinaniem pięknych rąk w »Giocondzie«; »Pochodnia pod korcem« ocieka krwią, tragedya zaś ostatnia, udekorowany przez króla »Okręt« pływa po oceanie krwi, jak po morzu Czerwonem, i wygląda jak zadżumiony okręt, [ 28 ]służący do przewożenia trupów. Święte słowa powiedział o autorze »Okrętu« fejletonista »Times’a«: W bajce zwierzęta udają ludzi, — u d’Annunzia ludzie udają zwierzęta...
Katowska mania stała się u tego najlepszego dziś mistrza włoskiego słowa, jedynym środkiem, służącym do pobudzenia audytoryum; radykalniejszym byłby pożar teatru albo wyprowadzenie na scenę stada niedźwiedzi; na razie zrzucił autor. »Snu wiosennego poranka« ciężki posąg na ręce Setalli i zmienił je w krwawą bezkształtną masę, – w »Córce Joria« popalił na odmianę jedną parę rąk, — w »Pochodni pod korcem« z jednej niewieście roztrzaskał głowę wiekiem skrzyni, jedną zamordować kazał mężowi, nasypał do lekarstw trucizny, bohaterce kazał zginąć od ukąszenia kilku żmij przez wsadzenie dobrowolne rąk do worka, w którym żmije ukryte, na dodatek zaś, aby przecież ktoś prócz suflera został żywy — poranił tylko kamieniami do krwi biednego ojca wyrodnej córki. Łaską dla najmłodszego w tragedyi jest śmierć naturalna, która go w czwartym akcie męczy gdzieś za kulisami. W »Okręcie« na odmianę dzieją się rzeczy, od których autorowi tragedyi powinny stanąć włosy na głowie, gdyby miał włosy...
Brutalność przechodzi granice; piętrzenie grubych efektów, odpowiednich dla histryonów [ 29 ]rzymskich, dokonywane nielitościwie, zrobi niewątpliwie swoje i wywoła wrażenie, lecz podobne temu, którego się doznaje w prosektoryum: odrażające, tem zaś bardziej, że takie a nie inne wrażenie jest widocznym celem autora, że do niego nie zmierza, nie znając dróg do wywołania innego. Nieumiarkowane pastwienie się nad widzem ma być całem zwycięstwem autora; można je odnieść aż bez takiego rozlewu krwi i rozdzielić ją bezpiecznie na kilka tragedyi; starczy na każdą, aby się stała nieznośną, nie poetyczną, bez najsłabiej nawet zaznaczonych cech artystycznych.
Zajęcie się d’Annunzia gromadzeniem krwawych efektów jest tak silne, że tok akcyi dramatycznej zostawiony jest na łaskę boską, autor bowiem biega po scenie jak lew po puszczy szukający kogoby pożarł; nienaturalny ubytek którejś z osób działających posuwa tę akcyę o krok jeden, rozwiązanie zaś jej jest konieczne w chwili, kiedy ostatnia z nich gotuje się do odejścia na wieczność via Rzym. Historyi takiej potrzebna jest odpowiednia »tragiczna« dekoracya i tragiczny nastrój. Bengalskie światło z za kulisy, wieczna lampka w grobowej kaplicy i walące się, podparte belkami »świetne kiedyś« mury spełniają rolę swoją znakomicie.
Gdyby d’Annunzio nie miał takiej bajecznej swobody pióra i takiej pysznej namiętności stylu, [ 30 ]jaką ma, byłyby jego tragedye, niemal wszystkie, widowiskiem równie dobrem jak walka byków, cyrkowem, efektownem przedstawieniem męczeństwa pierwszych chrześcijan lub czemś w tym rodzaju, na co się patrzy z dreszczem, bo go trudno nie uczuwać; dreszcze takie są na widzu wymuszone gwałtownym sposobem i brutalnym. Poludniowy temperament, który zdaje się być reżyserem tych tragedyi, zbytnio d’Annunzia nie tłumaczy; kardynałów ani senatorów rzymskich w rodzie swoim d’Annunzio... mieć nie mógł. Jest to zmanierowane efekciarstwo, takie dobre jak każde inne, co więcej, efekciarstwo z rozczulająco sentymentalnym podkładem. Duse ma jak wiadomo prześliczne ręce cóż więc za efekt wspaniały, kiedy Duse-Setalla musi je schować w rękawy, bo jej zostały odcięte, albo wyciągnąć je ku widzom, aby pokazać, jak strasznie pastwiły się nad niemi błotne żmije! Potem d’Annunzio pisze na pierwszej karcie książkowego wydania: »Duse — z pięknemi rękoma — poświęcam«. Czyli — cała twórczość d’Annunzia jest... w rękach Eleonory Duse.
Wspaniała pisarska zręczność d’Annunzia pozwala mu zasnuć scenę mgłą, potrzebną do wywołania nastroju i stworzenia atmosfery, aby, jak można tylko, ukryć brutalność nieokiełznaną szalejącą na scenie. Z wprawą doskonałego [ 31 ]pisarza zapowiada d’Annunzio grozę, zanim dojdzie do krwawego szału i mordowania ludzi, już nie bladych ale zielonych z trwogi i przeczuć, już nie wijących się w bólu, ale odrazu skamieniałych, jak ta czcigodna babka z »Pochodni pod korcem. Pierwsze sceny tragedyi mają już w sobie efekt grozy; nastrój przed burzą, ludzie smutni i smętni, dekoracye romantyczne, (aktorzy dławią się słowami, bo to — tragedya), maeterlinckowskie przeczucia czają się u kulis; bardzo dobrze; to wszystko zrobione zręcznie, z wprawą, obliczone ściśle, efekt w amfiteatrze zapewniony. Lecz stąd zaczyna się litania za umarłych, modlitwa za konających i za tych, którzy umrą dopiero w akcie czwartym. Znający d’Annunzia snują od tego miejsca domysły, jakich też środków przeczyszczających na zatwardziałość zbrodni użyje d’Annunzio; czy tych, które już były w »Troillusie i Kresydzie«, czy najnowszych środków wybuchowych, czy sensacyjnie skombinowanych.
Żmije?!
Aaa! Tego jeszcze nie było... Kleopatra użyła żmii bez efektu. Szpilka do włosów w kształcie sztyletu, znaleziona przy trupie? Pomysłowe! Tego również jeszcze nie było. Dantejskie pomysły...
Te jady wężowe ukryte są w symbolu, jak żmije w skórzanym worku Wężownika z [ 32 ]tragedyi. Po przenośnię poszedł d’Annunzio aż do Pisma św.; »Pochodnia pod korcem«, ukryta tam przez duszę szlachetną, podniesiona w chwili odpowiedniej, będzie tem krwawem światłem, która rozwydrzonej zbrodni wypali oczy, okaże całą jej ohydę, zmusi do padnięcia na twarz; pochodnią tą jest tajemnicze przeczucie, które szlachetna dusza, brodząca po grzązkiem bagnie, nosi w sobie. Szlachetna ta dusza samem patrzeniem w oczy zmusza zbrodniarzy do wyznania. Niech teraz wszystko spłonie! Niech walący się, wspaniały dawniej gmach szlachetności dusz i rodu, spłonie, zapalony ogniem tej pochodni, pod korcem ukrytej, w głębi duszy, pod korcem własnego bolu i własnej męki.
Teraz ma nadejść chwila zemsty: córka ma pomścić zbrodnię, dokonaną na »symbolicznej matce«, która zabrała ze sobą do grobu to, co było pięknego w walącym się gmachu i spróchniałym rodzie. Lecz zamiast tego, rodzi się rzecz niespodziana; fatum, uwiązane przez d’Annunzia do powały nad sceną, czyni swoje. Zemsty dokonuje kto inny, a ta, która życie własne dała za zemstę, kona, chociaż żyje jeszcze w chwili, kiedy ponuro, ze złowrogim szelestem spada kurtyna, która, — jako żywo! — powinna być czarna...
Głównym sprawcą grozy w tej tragedyi jest fatalność, która wszystko miażdży; lecz fatalność [ 33 ]w »Pochodni pod korcem« nietylko ma rękę katowską, lecz z innego jeszcze powodu jest smutna beznadziejnie.
D’Annunzio zatrwożył się o potężne kiedyś pnie włoskich wielkich rodów; przyszedł do przekonania, że fatum nad nimi zawisło. Zamki mają pokrzywione mury, panowie Anversy mają pokrzywione kręgosłupy; mordują żony i żenią się z kobietami, które zamiatały ulice. I oto dzieci tych panów muszą wedle ustalonego fatalistycznego repertuaru cierpieć za winy niepopełnione, — giną przeto przedstawiciele rodu po... sztylecie i po kądzieli, aby ślad nawet nie pozostał po tych, co mają w murach ukryte skarby z przeszłości i nie chcą ich dobyć ze skąpstwa, aby mury naprawić.
W tejże chwili stanął autor »Niewinnego« w pozie Ibsena, tylko że Ibsen w pozie tej — poważniej wyglądał. Usiłowanie wywołania grozy w tragedyi d’Annunzia jest i wskutek przekroczenia granicy w brutalności scenicznych przykładów i obrazowań, i wskutek gromadzenia szpitalnych demonstracyi, przesadzonych dla... przestrachu, — tylko nieudolną imitacyą tej potęgi grozy, którą trwoży Oswald Alving z »Upiorów«.
Taniec szkieletów, ułożony przez autora »Pochodni pod korcem«, tragicznej grozy nie budzi i nikogo nie przygniecie, choć przyprawi o zdenerwowanie. [ 34 ]
Rzecz ciekawa, lecz tej tragedyi d’Annunzia brakło poetyckiego barwika, który jest u niego zawsze tem, czem róż dla powiędłej twarzy niewieściej. Silenie się na wywołanie efektu za każdą cenę, jakikolwiek byłby ten efekt, nie pozwolił autorowi nawet na rozwinięcie tej całej wspaniałości słowa, którą zawsze odurza, na ukazanie porywającego tętna dyalogu i siły poetyckiego obrazowania.
Jest wiele napuszystości i koturnowego patosu, niema nic prawie pięknego; czasem w ustępie jakimś kobieta prześlicznie się modli, lub dwoje dzieci szczebioce do siebie słowami, które są piękne. Takich ustępów jest mało i zgniotły je skombinowane z mozołem efekty, jak fatum zgniotło d’Annunzia tragedyę...
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |