Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Obok rozlicznych pośmiertnych formalności, doktor Pertuiset, jako najbliższy przyjaciel zmarłego, rozesłał po okolicy listy zapraszające na pogrzeb..
Pomimo hrabiowskiego tytułu i znacznego majątku pana d’Areynes, obrzęd żałobny miał odbyć się skromnie według życzeń wyrażonych przez starca, aby go odprowadzono do grobu ojców bez przepychu i okazałości.
Wierny wykonawca jego woli, zacny lekarz, wydał rozporządzenie, ażeby trumnę z kościoła wynieśli wieśniacy z Fenestranges do grobowej kaplicy, gdzie spoczywali zmarli przodkowie hrabiego.
Wszystko do pogrzebu było już przygotowanem, oczekiwano jedynie na przyjazd Gilberta Rollin dla którego przysposobiono apartament.
Doktor Pertuiset postanowił nieopuszczać zamku dopóki nie przybędzie który z członków rodziny, aby go zwolnić z tego tak bolesnego obowiązku.
Obliczano czas na minuty, w jakich mogłaby nadejść depesza od Rollina, jako odpowiedź na przysłaną mu wiadomość o śmierci hrabiego.
Telegram wysłany przez Pertuiset’a o godzinie drugiej w nocy, nie mógł dojść wcześniej adresanta jak w południe, gdyby więc tenże natychmiast odpowiedział, otrzymano by te odpowiedź około drugiej godziny, należało coś jednak odliczyć na nieprzewidziane okoliczności. Gilbert mógł być nie obecnym w domu, co znacznie opóźnić mogło odebranie przezeń depeszy. Liczono więc, że około piątej godziny nadejść powinna.
Wysłano z zamku służącego na pocztę, rozkazując mu tam oczekiwać do południa.
O czwartej powrócił ów lokaj z depeszą.
Na adresie telegramu widniał napis:
Zdziwiony Rajmund, śpieszył doręczyć depeszę doktorowi.
— Telegram, adresowany do hrabiego? — zawołał tenże. — Ależ Rajmundzie ja niemam prawa go otworzyć!
— Jestem przeciwnego zdania — odparł nadleśny — posiadasz pan w zupełności to prawo. Byłeś pan poufnym przyjacielem hrabiego i w tej chwili przedstawiasz jego rodzinę.
— To prawda, ale nie w sposób urzędowy.
— Co to znaczy? Nikt by panu niemógł zrobić zarzutu w tym razie, ani przypuścić zarówno, iż wiedziony ciekawością otworzyłeś tę depeszę.
Doktór wachał się.
— Wierzysz pan w przeczucia? — zagadnął Schloss.
— Wierzę, przekonałem się bowiem niejednokrotnie o ich urzeczywistnieniu. Zkąd jednak to zapytanie? Ponieważ przeczucie to właśnie mi mówi, iż trzeba jak najprędzej odczytać pomieniony telegram, ponieważ on przynosi nam szczęśliwą wiadomość.
— Szczęśliwą wiadomość... w naszej ciężkiej żałobie — rzekł doktor.
— Tak, ja to czuję!
Doktor wachał się jeszcze. Nie miał odwagi rozerwać tej koperty, adresowanej do hrabiego. Ręce mu drżały, podczas gdy utkwił wzrok nieruchomie w nazwisko hrabiego Emanuela.
— Doktorze! otwórz... zaklinam! — wołał Raymund wzruszonym głosem — żądam tego w imieniu naszego drogiego nieboszczyka!
{{Korekta|wachanie|wahałnie} Pertuiset’a zniknęło na to zaklęcie. Rozdarł kopertę i wyjął z niej pismo.
Rajmund pochylony nad jego ramieniem, czytał wraz z nim razem.
— Ha! moje przeczucia mnie nie myliły! — zawołał. Czułem, że w tej depeszy mieści się dla nas pociecha. Ksiądz Raul nie umarł... żyje uratowany!... Kłamliwie nas powiadomiono!
— I to kłamstwo zabiło hrabiego! — jęknął Pertuiset.
— Podły, nikczemny ten Rollin! — wykrzyknął Schloss [ 93 ]z wściekłością. Ale dla czego on nieodpowiada na twój telegram doktorze?—
Nie wiem w rzeczy samej, jak sobie to wytłumaczyć? odparł Pertuiset. — Chyba, że wysłał tę depeszę przed odebraniem mojej.
Rajmund potrząsnął głową z niedowierzaniem, podczas gdy doktór rozpatrywał telegram, szukając o której godzinie on został wysłanym z Paryża.
— „Trzy kwadranse na trzecią“ rzekł. Widocznie Gilbert był w domu nieobecnym, gdy przyniesiono mu moją depeszę. Poszedł niezawodnie odwiedzić księdza Raula, gdzie otrzymawszy dobrą wiadomość pośpieszył nam ją zakomunikować, niewiedząc, że hrabia nie żyje. To widoczna dodał, wskazując na otwarty telegram.
— Być może — odparł z powątpiewaniem nadleśny. — Nieprzesądzając, czekajmy. Dla czego jednak tak szybkie i stanowcze oznajmienie o śmierci księdza d’Areynes, gdy w czterdzieści osiem godzin nadseła nam zaprzeczenie tej wiadomości?
— Doktór mógł się pomylić w swojej dyagnozie rzekł Pertuiset. — Iluż ludzi widzimy żyjących, których medycyna na śmierć skazała?
— Niech i tak będzie. Przekonamy się później.
Tu udali się oba do sypialni hrabiego, gdzie jego ciało spoczywało na łóżku oczekując umieszczenia go w trumnie.
— Rajmund Schloss powiadomił służbę zamkową o otrzymanej szczęśliwej wiadomości co do księdza d’Areynes. Wszyscy się ucieszyli, że owa druga żałoba nie połączy się z pierwszą tyle bolesną.
Około siódmej wieczorem, posłaniec z telegrafu przyniósł drugą depeszę, tym razem adresowaną do doktora Pertuiset. Otrzymawszy ją, lekarz czytał niecierpliwie, a na jego twarzy malowało się niezadowolenie.
— To pewnie od Rollin’a? — pytał Rajmund.
— Tak, czytaj — odrzekł, podając telegram nadleśnemu.
Ow telegram, donoszący o zmyślonem pogorszeniu się zdrowiu Henryki, a ztąd niemożności przybycia Gilberta na pogrzeb znamy dokładnie.
Po przeczytaniu go, Schloss odrzucił z pogardą.
[ 94 ] — Kłamstwo!... kłamstwo! i jeszcze raz kłamstwo! — wykrzyknął z oburzeniem. — Rollin niechce tu przyjechać, niechce się zetknąć z trupem hrabiego, bo lęka się zdradzić!...
— Cóż ty więc sądzisz, Rajmundzie? — pytał z niepokojem Pertuiset.
— To, że w Paryżu coś się dzieje takiego, co ukrywają przed nami. Że pan Gilbert Rollin jest nędznikiem ostatniego rodzaju!
Doktór oddawna znał nizką wartość moralną męża Henryki, był dobrze powiadomionym o popełnionych niegdy przezeń występkach, przeszłość więc tego człowieka nadawała cechę prawdy przypuszczeniom nadleśnego. Mimo to Pertuiset nie śmiał nań jeszcze rzucić stanowczego oskarżenia.
— Może się mylisz, Rajmundzie? odrzekł z wachaniem.
— Ha! będę wiedział, muszę się dowiedzieć!... — wołał z gwałtownością nadleśny. Pojadę do Paryża, zobaczę się z księdzem d’Arcynes, obadwa razem rozświetlimy te sprawę!
— Na tym punkcie zgadzam się z tobą, dobrze uczynisz, ale jechać nie możesz dopóki nie oddamy ostatniej posługi temu, który za życia był nam tyle drogim!
— Nie myślę też o tem teraz, panie doktorze. Zostanę do końca obrzędu!
— Zresztą, przed dokonaniem stanowczego postanowienia — dodał Pertuiset— trzeba nam oczekiwać na list Gilberta zapowiedziany w depeszy.
— Będziemy oczekiwali.
Noc całą spędzono na modłach przy ciele hrabiego Emanuela. Nazajutrz, umieszczono je w trumnie i wystawiono w sali zamkowej, zamienionej na gorejącą światłem kaplicę.
W około trumny, modlili się na klęczkach wieśniacy z Fenestranges i dalszych okolic, rzewnie opłakując dobrego pana.
Nazajutrz równo ze świtem, Rajmund pobiegł na pocztę po gazety i listy dla doktora. Jeden list był tylko [ 95 ]adresowany z Paryża, który nadleśny przyniósł do zamku z pośpiechem.
Był to list od Gilberta.
Powtarzał w nim usprawiedliwienia wyrażone dnia poprzedniego w telegramie.
Wśród mnóstwa zdań ściśle wystudyowanych, gdzie sztucznie usiłował przedstawić swoje łzy i wzruszenie, Gilbert pisał o interesach swojej żony, po nad któremi niemógł obecnie czuwać ksiądz d’Areynes przykuty chorobą do łoża.
Prosił gorąco doktora w imieniu Henryki i małej swej córki Maryi-Blanki, ogólnej spadkobierczyni hrabiego, ażeby zechciał się zająć formalnościami administracyjnemi, dotyczącemi rodziny nieboszczyka, dodając, że gotów jest dostarczyć bezzwłocznie potrzebne ku temu akta i dowody.
Po przeczytaniu listu przez doktora, Rajmund go przebiegł oczyma.
— Sukcessor tu przemawia... nie jak sukcessor! wykrzyknął po przeczytaniu listu. W głowie tego człowieka, panuje tylko myśl jedna, a to, ażeby jak najprędzej pochwycił w posiadanie dochody z majątku hrabiego. Jasne to, jak słońce. Samo rzuca się w oczy!
— Jasne to było w rzeczy samej, prawda rzucała się w oczy, Pertuiset ja odgadł, czyż mógł wszelako odmówić prośbie Gilberta zaniesionej w imieniu Henryki? synowicy swego starego przyjaciela, tej kobiety, którą znał od dziecka, która pod jego okiem niegdyś wzrastała, którą pielęgnował wraz z hrabią d’Areynes?
Przyjął więc ów powierzony sobie obowiązek, wspomniawszy, że i ksiądz Raul wdzięcznym mu będzie za ten dowód poświęcenia dla rodziny zmarłego.
O Gilberta nie chodziło mu wcale.
Znając warunki testamentu, wiedział dobrze, iż obojgu małżonkom Rollin służy jedynie prawo używalności dochodów z majątku, przeznaczonego w całkowitości dla ich córki i ze kapitału naruszyć nie mogą.
Miał więc wyłącznie pracować dla dziecka Henryki i postanowił przyśpieszyć o ile się da tylko ukończenie powyższych formalności.
— Henryka jest chorą — mówił sobie — oboje znajdują [ 96 ]się w niedostatku. O ile więc wcześniej przeto ta pomoc im przybędzie, o tyle matka i dziecię mniej cierpieć będą.
Około południa odbył się pogrzeb hrabiego Emanuela d’Areynes. Zbity tłum ludzi szedł za trumną tego człowieka dobra, a tegoż samego dnia wieczorem, Rajmund Schloss wyjechał do Paryża!
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |