Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XXX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Podczas, gdy wikary kończył opowiadanie, zapukano do drzwi biurowych i ukazał się w nich mężczyzna pięćdziesięcioletni, przepasany białym płóciennym fartuchem na ubraniu.
Ukłoniwszy się księdzu d’Areynes, podał rękę dyrektorowi, który pośpieszył przedstawić obu mężczyzn sobie nawzajem.
— Pan doktór Perrin, jeden z naszych lekarzy — rzekł, wskazując na medyka — a to ksiądz d’Areynes, wikary z parafii świętego Ambrożego.
— Mój dyrektorze — rzekł doktór, po zamienieniu z Raulem ukłonu — wszak odebrałeś wczoraj mój raport co do chorej, znajdującej się na mojej sali pod 17 numerem? Odebrałem, doktorze.
— Żądam, ażeby ta biedna kobieta przeniesioną była do domu obłąkanych. Czyniłem, com mógł z mej strony. Niepodobna mi jest trzymać ją dłużej w moim oddziale!
— Pański raport został przesłany Zarządowi Przytułków. Oczekuje polecenia na przewiezienie Joanny Rivat:
— Joanny Rivat? zawołał zdumiony doktór. — Chora więc z pod 17 numeru została wreszcie poznaną?
— Wczoraj, po twojej wizycie doktorze, została poznaną przez tego pana — odrzekł dyrektor, wskazując na Rajmunda Schloss — i ksiądz d’Areynes przybył tu dziś dla potwierdzenia, że owa chora z pod 17 numeru jest Joanną Rivat, którą on wyratował z płomieni w nocy, dnia 28 Maja.
— A więc szanowny księże wikary znasz tę biedną kobietę? pytał lekarz.
— Znam ją, panie.
— Zawdzięcza tobie więc, ze nie spaliła się żywcem?
— Tak, raniona odłamem granatu w gorejącym domu.
— Racz mi pan opowiedzieć wszystkie te szczegóły — prosił doktór — wszystko co wiesz o niej. Być może, iż [ 168 ]odnajdę w jej przeszłości coś takiego co zdoła rozbudzić jej uśpioną intelligencyę.
Ksiądz d’Arcynes rozpoczął opowiadanie przedstawiane przed chwila dyrektorowi.
Lekarz słuchał z natężoną uwagą.
— Doskonale! — rzekł, gdy młody kapłan mówić przestał. — Sprobujemy teraz obadwa zgalwanizować jej pamięć i wywołać wspomnienia.
— Jestem gotów działać wspólnie z panem — odrzekł ksiądz Raul — i oby nam się udało, proszę o to Boga z głębi mej duszy!
— Pańska protegowana została bardzo ciężko ranioną mówił lekarz. Dosięgnęły ją dwa wybuchy granatu. Jeden z nich przedziurawił czaszkę. Liczyłem wiele na pierwszą operacyę. Zawiodła mnie nadzieja, zmuszony byłem otworzyć ranę. Odłam granatu utkwił w głębi, pod czaszką. Przewidywałem to i sądziłem, iż złe pokonam. Niestety! daremnemi były moje usiłowania! Gdy rozpoczęła się rekonwalescencya i zacząłem badać chorą, spostrzegłem, iż czynność mózgowa sparaliżowaną została. Mimo to, być może, iż jeszcze nie wszystko jest straconem! Nieznając całkiem przeszłości tej biednej kobiety, nie wiedziałem jakiej dotknąć struny jej życia, któraby wywołała konieczne w tym razie wstrząśnienie
— Dziś spróbujemy ostatecznego sposobu. Wszystko zależeć będzie od pierwszego wrażenia, jakie na niej twój sprawi widok, księże wikary. Racz więc pan pójść za mną.
— Jestem gotów — odrzekł ksiądz Raul.
— A mnie pozwolisz iść także? — pytał dyrektor doktora.
— Owszem, najchętniej — odparł tenże.
Wszyscy czterej weszli na salę Trousseau, gdzie oczekiwali infirmerzy i siostry Miłosierdzia.
Doktor Perrin szedł naprzód, mając przy sobie po prawej księdza d’Areynes wspierającego się na ramieniu Schlossa.
Na przestrzeni znajdującej się pomiędzy dwoma szeregami łóżek biało zasłanych, woskowana posadzka błyszczała jak zwierciało. Wszystko tu utrzymanem było we wzorowej czystości.
[ 169 ] Łóżko pod 17 numerem stojąc między innemi, znajdowało się w pośrodku sali.
Doktor Perrin zatrzymał się przed nim na kilka kroków odległości, a zwróciwszy do orszaku otaczających go lekarzy asystentów. rzekł:
— Zatrzymajcie się tu, panowie. Nierozpocznę mojej wizyty, aż po odwiedzeniu chorej pod 17 numerem. Nie chce mieć jednak tak licznego przy sobie otoczenia, gdybym czegoś zapotrzebował, przywołam was.
To mówiąc zbliżył się do Joanny Rivat tylko z księdzem d’Areynes, Rajmundem Schloss i dyrektorem szpitala.
Joanna siedziała na łóżku, wsparta plecami o poduszki. Miała ręce złożone i spojrzenie utkwiła nieruchomie w tych rękach.
— Wikary niemógł powstrzymać okrzyku zdziwienia i smutku, na widok tej cierpieniem wyniszczonej twarzy, której wszelako rysy poznał od razu.
— I cóż? — zapytał doktór.
— Ha! Rajmund Schloss nie omylił się panie — rzekł kapłan. — Ta nieszczęśliwa, w istocie jest Joanną Rivat!
Wszyscy czterej zatrzymali się na kilka kroków przed łóżkiem chorej, mającej wzrok wciąż zatopiony w złożone jak do modlitwy ręce.
— Zbliż się pan do niej — mówił doktór do księdza d’Areynes. Mów jej o przeszłości, staraj się rozbudzić w niej pamięć. Ja się tu zatrzymam, ażeby ci nie przeszkadzać, lecz będę czuwał.
Młody ksiądz drżał ze wzruszenia, z sercem ściśnionem stanął przy wezgłowiu chorej.
Joanna, obojętna na wszystko co się w około niej dzieje, nie poruszyła się wcale. Ksiądz Raul wpatrywał się w nią smutno, w milczeniu.
Byłaż to więc ta piękna dziewczyna. którą błogosławił przy ślubnym obrzędzie przed kilkunastoma miesiącami?
Zbliżywszy się po chwili, wyszepnął z cicha:
— Joanno!
Młoda kobieta podniosła głowę bezwiednie.
— Joanno! powtórzył głośniej wikary.
Chora zwróciła ku niemu szkliste bez blasku spojrzenie, lecz żaden muskuł nie drgnął w jej twarzy.
[ 170 ] Doktor Perrin śledził tę scenę z najwyższą uwagą, usiłując pochwycić na obliczu nieszczęśliwej jakiś ślad najmniejszego wzruszenia.
Nagle iskierka światła zapłonęła w nieruchomym wzroku obłąkanej, usta jej otworzyły się, rozłożyły jej złożone ręce opadając na kołdrę, a drżenie wstrząsnęło jej ciałem.
— Mów do niej, mów teraz! — zawołał żywo doktor, zwracając się do księdza Raula.
Nadzieja wstąpiła w serce kapłana.
To co się działo w tej chwili, nie byłoż poprzednikiem blizkiego powrotu do rozumu?
— Joanno! — powtórzył wyraźnie, łagodnym głosem. — Spojrzyj na mnie i poznaj mnie, moje dziecię. Jestem ksiądz d’Areynes, wikary od świętego Ambrożego. Ja to zaślubiłem cię Pawłowi Rivat.
Głęboka zmarszczka zarysowała się na czole obłąkanej; usta poruszyły się, jak gdyby chcąc wyrazić myśl jakąś, lecz żaden dźwięk z nich nie wybiegł.
— Paweł Rivat — mówił dalej kapłan. — Przypominasz sobie? On był żołnierzem podczas wojny. Wyszedł z Paryża na potyczkę. Przypominasz sobie Joanno? Oczekiwałaś długo, Niepowrócił!
Chora wyciągnąwszy rękę, pochwyciła dłoń księdza, uścisnęła ją nerwowo i głosem cichym, bez dźwięku, wyjąknęła:
— Paweł... Paweł Rivat!...
— Mów! mów Joanno! — ozwał się doktór, podchodząc do łóżka. — Wzbudź w sobie naj bardziej okrutne wspomnienia, chociażby one kryzys wywołać miały! Wywołany ten kryzys, będzie przebudzeniem twej duszy i powrotem do rozumu!...
Ksiądz d’Areynes, blady jak posąg mówił dalej.
— Paweł umarł! Czy słyszysz mnie Joanno? rozumiesz? Paweł umarł!
Chora ani drgnęła. Wychudła jej ręka puściwszy dłoń wikarego, opadła bezwładnie na łóżko.
— Paweł umarł! — powtórzył ksiądz Raul — Wydał na mojem ręku ostatnie swe tchnienie, a w chwili, gdy jego dusza ubiegała ku Bogu, za przysiągłem czuwać nad tobą i nad dziecięciem jakie się miało narodzić!
[ 171 ] Joanna po raz pierwszy straciła te posągową nieczułość, jaka czyniła z niej ciało bez ducha. Zawładnęły nią silne wstrząśnienia.
Głębokie zmarszczki zarysowały się na jej czole. Źrenice chwiać się zaczęły, krople potu spływały na skronie obłąkanej.
Przerażająca walka odbywała się widocznie w mózgu nieszczęśliwej przysłoniętym ciemnościami.
Doktór Perrin zrozumiał co się działo. Przyskoczywszy do wezgłowia chorej, pochylił się nad nią i zawołał nakazująco:
— Przypomnij sobie! Ja chcę!
To mówiąc, utkwił swe zaiskrzone pogramiające spojrzenie w obłąkanym wzroku biednej kobiety, w którą jak gdyby wpuszczony ładunek elektryczny wstrząsał całym jej organizmem.
— Przypomnij sobie! — powtórzył. — Przypomnij swoje dzieci, dwie małe dziewczynki bliźniaczki uśpione w kolebce ogarniętej płomieniami!
Joanna, przyłoży wszy obie ręce do gardła wydała okrzyk chrypliwy, jaki zagasł w cichym westchnieniu.
— Przypomnij sobie! — powtarzał doktór z okrucieństwem chirurga, uzbrojonego skalpelem i sondą, chirurga, jaki nie lęka się sprawionego choremu cierpienia, aby go tylko ocalił. Twoje dzieci nie zmarły, być może... Odnaleźć je trzeba!
— Trzeba odnaleźć Serwacego Duplat’a, który je uniósł dodał ksiądz d’Areynes.
Na wymienione nazwisko Duplat’a, Joanna głucho jeknęła. Na jej obliczu zawidniał wyraz dzikiej nienawiści. Zaiskrzyło się jej spojrzenie.
— Duplat! — wykrzyknęła chrapliwie. — Duplat jest mordercą. Zabił Pawła! i zabił mi moje córki!....
Jednocześnie, pochwycił ją straszny paroksyzm nerwowy. Wiła się w konwulsyjnych drganiach.
Asystenci patrząc ze ściśnionem sercem z daleka na tę całą scenę, przybiegli ażeby nieść pomoc doktorowi, gdyby sam nie zdołał powstrzymać tego strasznego ataku biednej kobiety.
[ 172 ] Po kilku minutach paroksyzm zwolna się uspokoił. Joanna upadła na poduszki obezwładniona, złamana.
Doktor kazał natychmiast przyrządzić lekarstwo.
— Jakże pan sądzisz? — pytał go ksiądz d’Areynes.
— Zdaje się, iż uzdrowienie tej biednej będzie możliwem...
Oby Bóg ciebie wysłuchał! — zawołał radośnie wikary.
— Takiem jest moje przekonanie.
— Może więc pan leczyć ją zechcesz?
— Nie panie! Joanna musi być oddaną w ręce psychiatry, specyalisty. Kuracya jej może trwać miesiące, a nawet i lata, zanim ta nieszczęśliwa wróci do rozumu. Napiszę protokuł z naszych ostatnich usiłowań i gorąco polecę pańską protegowaną, ordynującemu lekarzowi szpitala do którego przewiezioną zostanie.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |