Jump to content

Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XXXI

From Wikisource
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 172 ]
XXXI.

 — Czy nie lepiej byłoby — mówił ksiądz Raul — umieścić Joannę w domu zdrowia? Zdaje mi się, że tam znalazłaby lepszą wygodę, aniżeli w szpitalu?
 Doktór przecząco potrzasnął głowa.
 Jestem gotów — dodał wikary — zapłacić, za jej leczenie i utrzymanie.
 — Nie nalegaj pan — odparł Perrin. — Zamiar twój jest bardzo chwalebnym, wszak mógłby przynieść szkodę naszej pacyentki. Nie ufam prywatnym domom zdrowia, a to dla wiadomych mi powodów. Jeżeli Joanna Rivat ma zostać uleczoną, nastąpi to, jestem przekonany, tylko w rządowym Zakładzie, pod nadzorem Rady opiekuńczej szpitalnej, powierzona staraniom którego ze znakomitych specyalistów.
 Ksiądz Raul w milczeniu pochylił głowę.
 — Przyjmuję pańską radę, doktorze — odrzekł. — Będę [ 173 ]tylko prosił pana dyrektora, aby mię powiadomił, w którym z Przytułków Joanna umieszczoną zostanie?
 — Uczynię to, przyrzekam.
 Pożegnawszy doktora, ksiądz d’Areynes wyszedł z sali wraz z Rajmundem Schloss i dyrektorem.
 Doktór rozpoczął swoją wizytę przy chorych, opóźniona tym razem o godzinę.
 Przed wyjściem ze szpitala ksiądz Raul wręczył dyrektorowi sumę w ilości pięciuset franków, dla rozdania jej uzdrowionym, którzy po wyjściu ze szpitala znajdą się bez żadnych środków utrzymania.
 — W kilka dni potem, odprawił Mszę uroczystą w kościele świętego Ambrożego na podziękowanie Bogu za pomyślny powrót do zdrowia Joanny.
 Tydzień upłynął, gdy nadszedł list od dyrektora szpitala Miłosierdzia powiadamiający księdza d’Areynes, iż Joanna Rivat przeniesioną została do Blois, i umieszczoną w domu dla obłąkanych w departamencie Cher i Loir’y.
 Pozostawiwszy księdza Raula zajętego nowo przyjętymi obowiązkami jałmużnika w więzieniu Grand-Roquette, cofniemy się wstecz do ubiegłych wypadków.
 W dniu, w którym dwaj policyjni agenci Duclos z Boulardem przyaresztowali Duplata w małym domku w Champigny, Palmira udała się jak zwykle do roboty w zakładzie swoich pracodawców.
 W południe wracała do mieszkania zaopatrzona w żywność na dzień cały, a postawiwszy koszyk na ziemi, chciała otworzyć drzwi kluczem, jaki miała przy sobie. Daremnemi były jej usiłowania. Duplat otwierając agentom, nie wyjął klucza z zamku, a tym sposobem drugi wejść niechciał.
 Zdumiona i zaniepokojona praczka probowała dalej, ale nadaremno.
 — Ach! to sprawa chłopców, tych uliczników — wołała zniecierpliwiona. Włożyli w zamek kamyki. Gdybym pochwyciła którego z tych lotrów!..
 Wołać na Duplata ażeby drzwi otworzył, zdawało się jej rzeczą niebezpieczną, a jednak nie było innego sposobu.
 Miała już to uczynić i położyła rękę na klamce mocno ją naciskając.
[ 174 ] Drzwi nie będąc na klucz zamknięte, nagle się otwarły. Zimny pot wystąpił na czoło Palmiry, gdy spostrzegła w zamku klucz pozostawiony przez Duplat’a.
 Pochwyciwszy kosz, wbiegła na podwórze a ztamtąd do mieszkania.
 Drzwi od podwórza były na oścież otwarte.
 Weszła, drżącym głosem wołając:
 — Serwacy! Serwacy!
 Panowała cisza głęboka, żadnej odpowiedzi.
 — Ach! ten nikczemnik! — zawołała z wściekłością — on mnie oszukał! odjechał sam do Szwajcaryi!
 To jednak jej podejrzenie bardzo krótko trwało.
 — Ha! czy go czasem nie przy aresztowano? zawołała.
 Wyszedłszy na podwórze, grunt pode drzwiami rozpatrywać zaczęła. Widocznemi były tu ślady stóp wyciśniętych różnej wielkości, a nawet oznaki walki stoczonej przez Serwacego z agentami.
 — Tak, zabrano go ztąd skrępowanego — mówiła to jasne jak słońce! Opowiadano mu po za drzwiami jakieś banialuki, którym uwierzył. Otworzył im drzwi, jak głupiec, a policyanci chwyciwszy go za kołnierz uprowadzili wraz z sobą!
 Palmira jak widzimy, ściśle prawdę odgadła.
 Wróciła do mieszkania z opuszczoną głową, sercem zbolałem, mówiąc sobie, iż za zbyt wiele się narażała dając przytułek zbiegłemu komuniście.
 Śniadania nie mogła jeść wcale. Obawa i niepokój odebrały jej apetyt, mimo to o zwykłej godzinie, znów poszła do pralni.
 Nikt nie wiedział w Champigny o pobycie Duplat’a w jej domu, strzegła się więc mówić komukolwiek o nim.
 Przez cały tydzień, żyła w śmiertelnych obawach, zmuszona udawać wesołość, aby nie budzić podejrzeń.
 Zaczął się drugi tydzień.
 Widząc, że jej nie grozi żadne niebezpieczeństwo, powtarzała sobie:
 — Czyniłam dla niego wszystko com mogła! Nie moja wina jeśli go zawyrokują na deportacye lub rozstrzelanie! Dla czego łączył się z bandą tych hultajów kommunistów?
[ 175 ] Mimo to, miała nadzieję, iż Duplat da jej o sobie jakąś wiadomość.
 — Jeżeli go nie rozstrzelano — mówiła sobie — wynajdzie sposób, aby napisać do mnie słów parę. Aby mnie tylko nie skompromitował, oto rzecz główna!
 List od Duplat’a nie nadchodził. Był on nazbyt zajęty sobą samym, ażeby myśleć o Palmirze. Płynąc dopiero okrętem w stronę Nowej Kaledonii, przypomniał sobie o niej.
 — Cóżbym mógł do niej napisać? — zapytywał siebie? — Ażeby pamiętała o mnie skoro powrócę? Na co się to zdało? Gdybym powrócił ona się zestarzeje. Rzućmy lepiej zasłonę na owe tkliwe wspomnienia! Mały jej domek w Bretigny, obchodzi mnie tylko ze względu na pieniądze jakie zakopałem pod drzewem. Znajdę je tam niechybnie, jeżeli kiedy powrócę.
 — W dniu 1 Lipca wywieziono Duplat’a z Belle-Isle na fregacie Danaë, do Numei, gdzie przybył we sto dwadzieścia dziewięć dni, to jest w dniu 27 Października.
 Fregata wypoczywała w drodze tylko dwa razy. Po raz pierwszy, w Las-Palmas, jednej z wysp Kanaryjskich przez pół dnia, raz drugi na wyspie świętej Katarzyny, po nad wybrzeżem Brazylijskim przez dzień cały, celem dostarczenia sobie mięsa na żywność dla ludzi znajdujących się na pokładzie.
 Nowa-Kaledonja, położona na wschód lądu Australskiego, na wielkim Oceanie Pacyfiku, jest długą a wązką wyspą, mającą trzysta sześćdziesiąt kilometrów długości, a pięćdziesiąt szerokości.
 W dniu 27 Października, jak mówiliśmy, ukazała się fregata przed wzrokiem deportowanych w Numei, mieście zbudowanym amfiteatralnie, dość rozległem, ale nieregularnem.
 Zaledwie zarzucono kotwicę, przypłynęła ku temu statkowi łódź z oficerami, a w godzinę później rozpoczęło się wylądowywanie, poprzedzone wywoływaniem nazwisk.
 Wielu z płynących z Belle-Isle, brakowało, zmarli podczas drogi.
 Po nad portem, oddział morskiej piechoty z nabitą bronią oczekiwał na tłum wysiadających kommunistów, którzy szybko uszykowali się naprzeciw żołnierzy.
[ 176 ] Przez dwie godziny trwało wylądowywanie. Wreszcie przybył gubernator wyspy, w licznem otoczeniu i wygłosił przemowę do skazańców mniej więcej tej treści:
 — Od waszego zachowania się zależeć będzie względność administracyi. Wszelkie usiłowanie wzniecenia buntu lub ucieczki, będzie surowo karanem!
 Dwustu osiemdziesięciu deportowanych, których wysadzono na grunt Numei, podzielono na dwie partye, jedna z nich została natychmiast wysłaną na wyspę Ducs, druga na wyspę des Pins.
 — W pierwszej bandzie, składającej się z kommunistów i członków Centralnego Komitetów, oficerów i majorów znajdował się Serwacy Duplat, drugą, tworzyli kommuniści niższych stopni.
 Pierwsze chwile były bardzo przykremi dla Duplata. Bez żadnego określonego zajęcia niemógł, podobnie jak wielu z jego towarzyszów, korzystać na równi z kolonistami z dochodów, jakie dostarczyć mu mogło jakieś uprawiane przezeń rzemiosło.
 Przez dwa miesiące pracował jako posługacz u dystylatora, zajmując się pomywaniem butelek, która to czynność nie wymagała specyalnego uzdolnienia.
 Porzuciwszy następnie to miejsce, wszedł w służbę do korzennika w Numei, gdzie dano mu żywność, mieszkanie i trzydzieści franków miesięcznie, co pozwoliło mu żyć jako tako i postanowił pozostać już tu do dnia uwolnienia, to to jest do chwili spodziewanej amnestyi, za jaką według zdania deportowanych nie trzeba było zbyt długo oczekiwać.
 Liczne ucieczki skazańców, wszystko na raz zmieniły.
 Gubernator wyspy został odwołanym. Jego następca rozwinął surowy iście, drakoński nadzór.
 Deportowanych, którzy mieli pozostać w Numei przeznaczono do wywiezienia na wyspę Ducs i wyspę des Pins. Serwacy Duplat znajdował się w liczbie pierwszych.
 Wywieziony na wyspę Ducs, znalazł miejsce po upływie kilku miesięcy, u kolonisty kupca win.
 Trzy tego rodzaju zakłady, znajdowały się na wyspie, w których ci byli kommuniści po otrzymaniu z Francyi cośkolwiek pieniędzy, chodzili topić w winie swe troski.
 Mijały lata śmiertelnych nudów i wyczekiwania.
[ 177 ] Co miesiąc prawie, otrzymywano tu z Francyi wiadomości, ale niezadowalniały one wygnańców. O amnestyi nie było wspomnienia.
 Rok siódmy już Duplat pozostawał w Nowej Kaledonii, gdy wybuchłe powstanie między plemieniem Kanaków, przerwało jednostajność życia skazanych.
 Zagrożona administracya, zapotrzebowawszy ludzi do walki z krajowcami, zwróciła się o pomoc do deportowanych.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false