Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom II/XXXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Doktor Bordet, ująwszy za rękę Joannę poprowadził ją do fotelu, na którym usiąść jej rozkazał.
Biedna kobieta spełniała posłusznie jego polecenia.
Była spokojną, prawie uśmiechnięta. Siedziała ze spuszczonemi oczyma.
— Jak się nazywasz? — nagle zagadnął ją doktor.
Obłąkana spojrzała powtórnie, z tem samem wyrazem zdumienia, jaki już zauważył lekarz, wszak nic nie odpowiedziała, jak gdyby nie rozumiejąc o co ją pytano.
Bordet spojrzał w notatki rozłożone na biurku:
— Gdzie są twoje dzieci? — zapytał.
Toż samo milczenie ze strony chorej. Nie drgnął żaden muskuł w jej twarzy. Wyraz jej oczu stał się nieco bezmyślnym, jak pierwej.
Doktór zmienił pozycyę chorej. Posadził ją teraz w pełnem świetle i wpatrywał się w nią długo, uważnie.
Podczas tego badania, chora według zwyczaju, jaki Róża w niej zauważyła podniosła dwukrotnie rękę, przykładając ją ku wierzchowi głowy z ruchem gorączkowym.
[ 201 ] Ten gest niezwykły, zwrócił uwagę lekarza. Wskazywał on albo uczucie bólu, albo myśl jakaś u chorej.
Joanna miała na głowie biały płócienny czepeczek, związany pod brodą na bandaże. Doktór zdjąwszy jej ten czepek, zaczął szukać blizny na zagojonej ranie, zadanej przed siedemnastoma laty okruchem kartacza.
Znalazł ją bez trudu, ponieważ włosy na tym miejscu nie odrosły wcale.
Palce lekarza przesuwające się z lekka po tej szerokiej czerwonej bliźnie, jaka przy włosach śnieżnej białości bardziej jeszcze czerwoną być się zdawała, napotkały stwardniałą wypukłość wielkości grochu i nacisnęły takową.
Joanna krzyknęła boleśnie.
— Boże! zawołała pomimowolnie młoda infirmerka, przerażona okrzykiem chorej.
— Co się stało? — spytał z cicha asystent, uderzony nagłą zmianą fizyonomii swojego zwierzchnika.
Zajęty uczynionem świeżo odkryciem i jego następstwami pan Bordet, nie słyszał tego zapytania. Chora po wydaniu okrzyku boleści, uspokoiła się zupełnie.
Doktor ponowił poszukiwania na czaszce, ale tym razem nacisnął silniej bliznę.
Krzyk straszny, coś nakształt wycia dzikiego zwierzęcia, wybiegł z piersi obłąkanej.
Przymknąwszy oczy, osunęła się na krześle w omdleniu.
Róża śmiertelnie blada, omal że również nie zemdlała. Lekarz asystent chciał biedz na pomoc Joannie. Doktór Bordet powstrzymał go poruszeniem ręki.
— To nic! — rzekł. — Nie obawiaj się.
— Ależ to omdlenie?...
— Było ono potrzebnem i pozwoli mi przekonać cię, mam nadzieję, że moje przewidywania miały słuszną zasadę i że ta biedna kobieta obłąkana od lat siedemnastu, mogła była zostać uleczoną po pierwszej operacyi, jakiej dokonano na niej w szpitalu Miłosierdzia.
— Uleczoną?! — wykrzyknął asystent, osłupiały takiem twierdzeniem.
— Tak, mój kolego, uleczoną! — powtórzył doktór Bordet.-Lecz dosyć słów! Działać nam teraz potrzeba.
[ 202 ] I zaczął badać szczegółowo tę okrągłą twarpą wypukłość, jaka wyrosła na zabliźnionej ranie Joanny.
Róża z sercem ściśnionem, powstrzymanym oddechem, spoglądała na twarz chorej, która pokryta trupią bladością, wyglądała jak maska woskowa.
Doktor Bordet po dokonanych poszukiwaniach zwrócił się do infirmerki:
— Od jak dawna pełnisz obowiązki w tym szpitalu, moje dziecię? — zapytał.
— Od trzech miesięcy odpowiedziała głosem, jaki przerywało powstrzymywane łkanie.
— Czy zaraz po swojem przybyciu objęłaś służbę po nad sypialnią w jakiej się znajdowała ta nieszczęśliwa?
— Tak, panie.
— I twoim to wyłącznie powierzona była staraniom?
— Nie inaczej. Pielęgnuję ją, ponieważ ją kocham, jak gdyby była ma matką. Gdy widzę, że cierpi, zdaje mi się, iż patrzę na cierpienia mej matki, jakiej niestety nie znałam!...
Wyrazy te świadczące o poświęceniu młodej dziewczyny dla chorej wzruszyły do głębi pana Bordet.
— Czeszesz ją codziennie? — pytał dalej.
— Tak, panie doktorze.
— Czy nie zauważyłaś, przesuwając grzebień po jej włosach wypukłości na czaszcze w tem miejscu, gdzie zranioną została?
— Owszem, dostrzegłam to od razu. „Mama Joanna“, tak nazywam te biedną kobietę, podnosi często ręce, przykładając je do wierzchołka głowy.
Postanowiłam zbadać co jest pozyczyną tego jej poruszenia i odkryłam wypukłość o jakiej pan mówisz.
— Jak dawno to było?
— Przed trzema tygodniami.
— Mówiłaś komu o tem nowem odkryciu?
— Nikomu. Nie sądziłam, ażeby to ważnem być mogło, zresztą mniemałam, że ta wypukłość istniała oddawna.
— Dobrze — rzekł Bordet, a zwracając się do lekarza asystenta:
— Mój kolego — rzekł trzeba umieścić Joanne Rivat w odosobnionym pokoju, gdzieby była samą i zawezwać [ 203 ]na pomoc wszelkie środki nauki dla przy wrócenia jej rozumu.
Jeżeli ta kobieta — dodał — mogła żyć przez lat siedemnaście w takim stanie obłąkania, to rzecz widoczna, iż została dosięgnięta okruchem kartacza mniej głęboko niż to stwierdzają raporty przezemnie odczytane. Operacye, jakim była poddawaną, niezostały należycie wykonanemi, zachodziła ze strony operatorów niedokładność, lub obawa.
Rana nie była ściśle wysondowaną i oczyszczoną z obcego ciała, jakie mózg mogło nadwerężyć. To, com dziś odkrył, jest tego niezaprzeczonym dowodem.
Joanna Rivat ulegnie więc jeszcze ostatniej operacyi. Ja sam ją wykonam. Odkryjemy przyczynę złego i jestem przekonany, że skoro zniknie ów powód, chora powróci do rozumu.
Wskażę ci zaraz środki przygotowawcze, jakie będziesz stosował, aż do dnia, w którym nastąpi ta ostateczna próba z naszej strony.
Tu, zwróciwszy się ku młodej infirmerce, dodał:
— Skoro Joanna Rivat wyjdzie z omdlenia, zaprowadzisz ją, moje dziecię, do jednego z pokojów przeznaczonych dla chorych poddanych specyalnemu leczeniu.
Róża chciała odpowiedzieć twierdząco, lecz nie zdołała wymówić słowa. Wybuchnęła łkaniem.
Doktor Bordet zbliżył się do niej, a uścisnąwszy z ojcowskiem uczuciem jej rękę:
— Czego płaczesz, moje dziecię? — zapytał.
— Ach! bo pan mnie rozłącza z „Mamą Joanną“ — wyjęknęło dziewczę.
— Pociesz się i nie obawiaj. Wydam rozkaz do infirmeryi, ażeby cię zatrzymano na usługach tej chorej. Kochasz ją, widzę, a to twoje przywiązanie może mi być użytecznem dla osiągnięcia pomyślnych skutków leczenia. Gdyby ta biedna miała być uzdrowioną, twoje starania koło niej będą miały wpływ równoważny z nauką.
Róża w uniesieniu wdzięczności, pochwyciwszy rękę doktora, złożyła na niej gorący pocałunek.
— Ach! jak pan jesteś dobrym! — zawołała.
[ 204 ] Joanna lekko się poruszyła. Zaczęła odzyskiwać przytomność.
Lekarz asystent, przyłożył flakon z trzeźwiącą solą do nozdrzów chorej.
Otwarła oczy, wodząc do koła przygasłem spojrzeniem.
Na widok młodej infirmerki, twarz jej nagle się rozjaśniła, blady uśmiech ukazał się na ustach, wyciągnęła rękę ku dziewczęciu.
— Idź, moje dziecię — rzekł doktór do Róży. — Zaprowadź tę, którą tak kochasz i na której wywierasz taki wpływ niezbadany, do wskazanego prze zemnie pokoju dla „Odosobnionych“.
***
Zagłębiony od ośmiu dni w dziełach traktująch specyalnie obłęd wynikły z ran zadanych palną bronią, lub odłamami tejże, doktór Bordet studyował je bez wytchnienia, czerpiąc światło w tych studyach, jakie złączone z jego osobistą zdolnością pozwoliło by mu dokonać zmierzoną operacyę na Joannie Rivat.
Przykłady wypadków mających ścisłe podobieństwo z wyż wymienionym, nie były rzadkością. Symptomy stwierdzone u chorej przez pana Bordet były zupełnie takiemi, jak opisane w podobnych okolicznościach przez mistrzów nauki: Esquirol’a, Parcgap’a, Broussais, Vulpian’a i wielu innych.
Do owych licznych przykładów, popierających przekonanie dektora Bordet, łączył się wypadek jakiego był świadkiem przy operacyi, w której brał udział, będąc wówczas lekarzem asystentem w Domu obłąkanych w Charenton.
Człowiek raniony kulą rewolwerową, popadł w obłąkanie skutkiem otrzymanej rany.
Kula przebiwszy czaszkę, zatrzymała się szczęśliwie na odłamkach kości, nienaruszywszy mózgu. Dokonano jej [ 205 ]wyjęcia z wielkim trudem, odłamki kości zostały zarówno starannie powyjmowane.
Pocisk z palnej broni, wywołał na powierzchni kilka zadrażnień.
Po operacyi, czaszka się zamknęła, rana zabliźniła, ale ów człowiek pozostał obłąkanym.
W piętnaście lat później, ukazała się obrzmiałość na czaszce. Dokonana została operacya tej nabrzmiałośc, a badając przez lupę jej tkanki włókniste, dostrzeżono drobniuchny prawie niedojrzany okruch ołowiu z kuli, pozostały w zabliźnionej ranie, którego ciśnienie na móg, jakkolwiek lekkim było ono, wystarczyło do wywołania obłędu i utrzymywania w nim chorego.
Prawie natychmiast po tej operacyi obłąkany odzyskał rozum.
Doktor Bordet uważał ten wypadek, jako mający wspólną cechę z takimże u Joanny Rivat. Nie wachał się więc przystąpić do operacyi u chorej.
W osiem dni, wskutek przygotowawczego leczenia, nabrzmiałość, która z razu nie przechodziła wielkością ziarna soczewicy, wzrosła do wielkości gołębiego jaja.
Joanna, tak spokojna dotąd i łagodna, stała się dziwnie drażliwą. Nawet obecność Róży ją denerwowała.
Młoda infirmerka, trapiła się tą zmianą, niezrozumiałą dla niej, mimo to, pozostała dla chorej z całem poświęceniem, okazując najwyższą tkliwość pośród uniesień gniewu obłąkanej.
Nagle Joanna Rivat popadła w gorączkę.
Przychodziły chwile szału.
Róża dzień i noc czuwała przy niej, z nadużyciem własnych sił i zdrowia.
Nadeszła chwila, w której doktor Bordet postanowił przystąpić do operacyi, w której tyle pokładał nadziei.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |