Jump to content

Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/XI

From Wikisource
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 65 ]
XI.

 Henryka mocno blada, wstrząsana nerwowem drżeniem, oczekiwała na przemówienie swego męża. Oczekiwała, azeby mu powiedzieć by zechciał zaprzestać tej tak doskonale przezeń odegranej roli zdumionego.
 — Jeżeli widzisz — zaczęła wreszcie lodowatym tonem — jeśli spotykasz tu u mnie mego kuzyna Raula i pana notaryusza, który jest najszczerszym moim przyjacielem to cię uprzedzam naprzód, iż nie ślepy traf losu bynajmniej ich tu sprowadził. Na moje usilne prośby, przybyć tu raczyli. Ciebie zaś wezwałam, ażebyś spotkał się z nimi; dla czego więc okazujesz jak gdybyś nie domyślał się jakiegoś ważniejszego powodu tego spotkania?
 — Racz mi więc wyjawić ów tak ważny powód? odparł Gilbert z ironją.
 — Właśnie to zamierzam uczynić. Otóż więc chcę w obecności tych panów, których rady zasięgałam, przedstawić ci moje na przyszłość postanowienia i moją niewzruszoną wolę, której będziesz musiał się poddać.
 Usłyszawszy tak groźne oświadczenie, nie zgodne z łagodnym i słabym charakterem Henryki i jej bierną uległością, widząc jej energiczne zachowanie się, Gilbert zrozumiał, iż w rzeczy samej chodzi tu o coś niezwykle ważnego.
 Wiedząc wszelako z doświadczenia, że ilekroć chciała opór stawić, on jednym słowem w nicość obracał jej zamiary, pomyślał, że nie wszystko jeszcze stracone w partyi, jaka się miała rozegrać między niemi.
 — Co to znaczy?... nie mogę wierzyć mym uszom zawołał, przybierając pozór obrażonego w osobistej godności człowieka. Ty mnie chcesz swoją wolę dyktować, jakiej ja będę obowiązanym się poddać? Co znaczy ten ton nakazujący? co znaczą te słowa, których powodu napróżno poszukuję odkryć go niemogąc?
[ 66 ] — Ponieważ źle szukasz! — odpowiedziała Henryka. — Te słowa wywołało twe własne postępowanie. Od dawna, od bardzo dawna, powinnam była przyjąć wobec ciebie takie zachowanie się, jakie cię teraz zdumiewa. Gdybym była miała stosowną ku temu odwagę, nie byłabym tyle wycierpiała, wypłakała tyle i powstrzymała cię może, abyś nie zszedł tak nizko, jak to obecnie ma miejsce.
 Gilbert zapałał gniewem. Z oczu posypały mu się iskry wściekłości.
 Usiłował się jednak pohamować.
 — Niewiem dokąd zeszedłem, jak mówisz i jakie znaczenie przypisać tym słowom? to tylko wiem, że kobieta z wyższego towarzystwa nie zapomina się do tego stopnia, ażeby swemu mężowi rzucać obelgę wobec świadków!... Jeżeli ci panowie w ten sposób działać ci nakazali, nie radziłbym ci słuchać rad takich!... Wobec tego pozwolisz, że wyjdę, pozostawiwszy ci swobodę spiskowania z ludźmi, którzy będąc dla mnie obcemi, tem samem już nie mają żadnego prawa wglądać w moje postępowanie!...
 Tak ksiądz d’Areynes, jak i notaryusz, nic na to nie odpowiedzieli, nie poruszyli się wcale.
 Gilbert zwróci się ku drzwiom.
 Henryka zatrzymała go nakazującem poruszeniem ręki.
 Pozornie była spokojną. Siedziała z dumnie podniesioną głową, błyszczącem spojrzeniem.
 — Nie wyjdziesz pan ztąd — zawołała dopóki mnie nie wysłuchasz, rozumiesz! Nie umkniesz przed tem o czem dowiedzieć się powinieneś, nie wyjdziesz ażeby szukać dla siebie bardziej przyjemnego towarzystwa, mianowicie w pałacyku, przy ulicy de Prony, u panny Oktawii, twojej metresy!
 Pomimo zwykłej swej bezczelności, Gilbert zmięszał się widocznie.
 Henryka więc o wszystkiem wiedziała. Jego sytuacya stawała się przykrą niewypowiedzianie.
 — Trzeba raz z tem kończyć — mówiła pani Rollin — tak dla twego własnego honoru, jak mojego i przyszłości naszej córki!... Czy pan znasz cyfrę swych długów?...
 — To mnie tylko wyłącznie obchodzi! — odparł Gilbert wyniośle.
[ 67 ] — Przepraszam!... mnie to obchodzi zarówno panie, ponieważ ludzie, którym nie płacisz, przychodzą do mnie upominać się o pieniądze, sądząc, że dla godności mojego nazwiska i wydobycia cię z bagniska, w które się pogrążyłeś, zaspokoję ich własnemi dochodami.
 — Bo tak powinnaś uczynić! — ozwał się Gilbert. Obowiązkiem żony jest dopomagać mężowi.
 Henryka stanęła dumna ze skrzyżowanemi na piersiach rękoma. Jej twarz tak zwykle łagodna, przybrała wyraz głębokiej pogardy.
 — Zapłacić z moich dochodów? — zawołała — ale gdzież one są, panie?... Przez lat siedemnaście, obdarzony pełnomocnictwem, jakie ci udzieliłam w szalonem zaślepieniu, wybrałeś u mego notaryusza olbrzymią sumę wynoszącą przeszło trzy miljony. Wielka ta suma rozprószona przez ciebie, niewystarczyła nawet na twoje rozrzutności! Ha! bo utrzymywanie kochanek kosztuje znacznie więcej, niźli wydatki na żonę!... Odsłonięto mi twoje nikczemne postępowanie i ukazano przepaść błotnistą w jakiej toniesz. A więc tak być dłużej nie może! Ja tego niechcę... na to niepozwolę. Nie tylko dla siebie, która nieszczęściem noszę twoje nazwisko, ale ze względu na naszą córkę!... Twoje długi dosięgają cyfry pół miljona. Wszak to szczyt hańby!
 — Skoro upakarzają cię moje passywa, najlepszą rzeczą zapłacić je! — odrzekł.
 — Chciałam to uczynić, dla uniknięcia pościgów wierzycieli, od których przysyłani woźni sądowi zasypują wnętrze pałacu pozwami. Lecz w jaki sposób i czem mogłabym ich zapłacić? Czyliż posiadam jakiekolwiek bądź dochody, skoro pieniądze jakie powinny wpływać do tego domu, przelewanemi są w ręce panny Oktawii?
 — Do czarta! jakże jesteś dobrze o wszystkiem powiadomioną! — zawołał Gilbert z wybuchem szyderczego śmiechu. Posiadasz jak widzę gorliwą policye na swoje rozkazy!... Widać od razu, iż między twojemi sługami znajdują się ludzie prawa i ludzie kościoła, nader doświadczeni w szpiegowskiem rzomiośle!...
 Ksiądz d’Areynes zerwał się z krzesła, toż samo uczynił notaryusz.
 Kuzyn Henryki spokojny z pozoru, ale mocno blady, [ 68 ]zbliżył się do Gilberta, i drzącym z oburzenia głosem:
 — Szukasz zaczepki panie Rollin — zawołał — widzę się zatem w konieczności nie bronienia się, ponieważ to by mi ubliżało, ale udzielenia ci odpowiedzi. Ludzie kościoła, których poświęcenie się przebaczanie i miłosierdzie znasz lepiej niż ktokolwiek bądź inny, nie zajmują się czynnością o jaką pomawiasz ich w swojej zaciekłości. Mogą się tylko oburzać na widok występków i zbrodni popełnianych w około siebie i starają się ostrzedz w tym razie drugich, ponieważ jest to ich obowiązkiem. Mówią jednak głośno i działają jawnie wobec wszystkich. Słudzy kościoła, do których ja należę, towarzyszą do stóp szafotu kryminalistom, zawyrokowanym na śmierć przez sędziów i przysposabiają ich do ukazania się przed Bogiem. Na tem ograniczają się ich stosunki z sądem i policyą. Powiadamiam cię o tem, ponieważ zdajesz się tego niewiedzieć...
 — Ośmielasz się wygłaszać mi tu nauki? — wykrzyknął Gilbert, zapominając się w przystępie szału gwałtowności. — Jestem panem u siebie... i proszę ażebyś się ztąd oddalił.
 — Mylisz się? — zawołała Henryka. — Nie jesteś u siebie, lecz u mnie i powinieneś pochylić czoło przed przyjaciołmi, których przyjmuję w mym domu!
 — Pan Rollin zadrasnął mnie przed chwilą nieoglednemi słowy, sądząc, że mi tem dokuczy — ozwał się notarjusz — potrafiłbym ja jemu na to odpowiedzieć, ale do czego to doprowadzi? Wyrazy te zasługują tylko na wzgardę! Czynię, com czynić powinien i chlubię się z tego.
 — Przekroczyłeś pan swoje prawa! — rzekł mąż Henryki.
 — W czem takim?
 — Pracownia notaryusza winna być tem, czem jest konfesyonał dla księdza. Żadna tajemnica wyjść z tamtąd niepowinna, tem więcej, gdy ona dotyczy klijenta...
 Pan nie jesteś moim klijentem — odrzekł notaryasz. Uważam pana jako pełnomocnika pani Rollin do odbierania pieniędzy, nie jestem więc obowiązanym do żadnej dyskrecyi względem pana. Wezwany do zarządzania majątkiem nieboszczyka hrabiego d’Areynes, który swej synowicy przekazał prawo rozporządzania dochodami, z których, mówiąc nawiasem, niema ona obowiązku zdawania przed panem ra[ 69 ]chunków, otrzymałem nietylko upoważnienie do czuwania nad całością tego majątku, lecz i zwracania uwagi na co będą użytemi powyższe dochody? Potrzebuję zatem wiedzieć, czy ten, któremu wypłacam te sumy oddaje je wiernie do rąk właścicielki?
 „Przekonałem się i poznałem, że moje powątpiewanie słusznem było w tym razie. Zawiniłem jedynie, żem czekał zbyt długo na zdemaskowanie niewiernego plenipotenta. Powinienem był wcześniej zawiadomić panią Rollin o niebezpieczeństwie spowodowanym pańską rozrzutnością, na jakie został narażonym honor jej nazwiska, a także przyszłość jej córki. Radziłem pańskiej żonie, ażeby wszelkiemi możebnemi sposobami starała się powstrzymać pana na drodze, jaka poprowadzić cię może przed trybunał sądowy. Wiem, że mówiąc to jestem brutalny, ale taka brutalność nie obraza uczciwego człowieka!...
 69 Gilbert zbladł jak ściana, pokonać się jednak nie pozwolił. Zwróciwszy się do Henryki zaczął szyderczym tonem:
 — Pan notaryusz mówi mi o sądowym trybunale. Wzywając mnie więc pani do siebie, wezwałaś przed policyę poprawczą. Ośmielają się mnie tu sądzić?...
 — Według twoich czynów...
 — Za nie sam tylko jestem odpowiedzialnym i niepozwolę mięszać się nikomu!
 — Nawet mnie? — zawołała Henryka.
 — Tak! nawet i pani!
 — Unieważniam to pańskie prawo! — odparła energicznie — ponieważ raz chcę temu wszystkiemu koniec położyć! Od dnia dzisiejszego, cofam plenipotencyę. Ja sama będę odbierała dochody i z nich użytkowała. Nie pozwolę rozpraszać moich pieniędzy na zbytkowne wystawności i utrzymywanie kochanek. Masz długi, sprzedaj swoje stajenne zakłady trenowania, sprzedaj konie i zapłać długi otrzymanym ztąd kapitałem. Staniesz się tym sposobem na pozór mniej świetnym dżentlemenem, ale za to okażesz się człowiekiem honorowym. Po za kosztami prowadzenia domu, które to koszta zmniejszę do połowy, przeznaczam tobie dwanaście tysięcy liwrów renty, które będziesz otrzymywał co dwanaście miesięcy od pana notaryusza, aż do pełnolet[ 70 ]ności lub małżeństwa naszej córki. Ona to natenczas, według testamentowych rozporządzeń mojego stryja, będzie nam wypłacała te dwanaście tysięcy, z których będziemy musieli oboje się utrzymywać. Do owego czasu będę się starała coś zaoszczędzić, za co będziesz mi wdzięcznym w przyszłości. Taką jest moja niewzruszona wola!
 — Ale nie moja! — odparł ironicznie Gilbert.
 — Niechcesz więc zapłacić swych długów?
 — Nic na pokrycie ich nie sprzedam!
 — Lecz jakimż ty jesteś człowiekiem... na Boga?
 — Człowiekiem, który nie ustępuje przed groźbą!
 — Trzeba cię więc prosić i błagać? W interesie naszego dziecka gotową jestem nawet i to uczynić.
 — Trzeba przedewszystkiem porzucić ten ton decydujący, który śmieszną cię czyni, a nic nie zmieni w naszej sytuacyi...
 — Ach! jakże mój biedny stryj miał słuszność, że tobą pogardzał, że cię nienawidził! — zawołała Henryka. — Ileż ja się wstydzę żem ciebie kiedyś kochała!...
 Ksiądz d’Areynes powstawszy, zbliżył się do męża swojej kuzynki.
 — Gilbercie Rollin — zaczął poważnie. — Od lat siedemnastu, jak pełniąc moje obowiązki, żyję pośród szumowin naszego społeczeństwa, pomiędzy łotrami różnego rodzaju, między złodziejami, mordercami, którym towarzyszę nieraz do stóp gilotyny, nie spotkałem zaiste takiej zgnilizny moralnej, jaką dziś odnajduję w twoim charakterze!...
 — To wracaj między te swoje nawrócone owieczki, księże d’Areynes — odparł Gilbert z szyderczym uśmiechem. — Twoje miejsce tam, pomiędzy niemi, a nie w moim domu, gdzie mam nadzieję nie spotkania cię więcej!
 — Ach! nie stąpię tu noga!... możesz być pewny!
 — Pozostaje nam więc się pożegnać...
 — Nie na zawsze, lecz tylko do pewnego czasu, ponieważ się spotkamy...
 — Nie sądzę...
 — A ja jestem pewny!
 — Gdzież więc?
 — W więzieniu la Roquette.
[ 71 ] Gilbert uczuł zimny dreszcz przebiegający mu po skórze, usiłował jednak okazać się spokojnym.
 Dziękuję za przepowiednię, księże jałmużniku! — odrzekł, wzruszając ramionami. — W la Roquette ustępuję ci miejsca!...
 I wykręciwszy się na piętach odszedł, pogwizdując jakąś arję z operetki.
 Henryka, dławiona Ikaniem, upadła na krzesło.
 — Ach! nędznik!... łotr!! — wołała.
 — Odwagi!... pani... odwagi! — wyrzekł notaryusz. — Będziesz potrzebowała jej wiele, pomyśl o przyszłości swej córki!
 — A nadewszystko kuzynko — dodał ksiądz d’Areynes — nie dozwól owładnąć się wzruszeniu. Ten człowiek jest niegodzien żadnej litości!
 Pani Rollin powstała orzeźwiona temi dwoma przyjacielskiemi głosami.
 — Bądźcie spokojni! — odpowiedziała — nieobawiajcie się żadnej chwiejności z mej strony. Będę silną, niewzruszoną, ponieważ czuję, że taką być trzeba, ale ty nie opuścisz mnie Raulu?
 — Ukazać się w tym domu, do którego twój mąż zabronił mi wejścia, jest rzeczą niemożebną — odparł ksiądz d’Areynes — wy wszakże obie z Blanką znacie drogę do mego mieszkania, tam to widywać się będziemy nadal ilekroć tylko zechcesz.
 — Pomnij pani — ozwał się notaryusz — że ja będę czuwał po nad twoimi interesami i będę ich bronił gorliwie.
 — Dzięki wam obu! Dzięki, z głębi serca! — odparła Henryka.
 — Z owej tak przykrej sceny, jakiej byliśmy świadkami — zaczął notarjusz — wynika dla nas pewien pocieszający szczegół.
 — Cóż takiego?
 — Pewność, że pan Rollin nie wie, iż znajduje się w testamencie hrabiego możność do unieważnienia tegoż. Gdyby o tem wiedział, byłby nam tem w przystępie gniewu zagroził. Co do tego więc, bądź pani spokojną i jeszcze aż proszę nie trać energii i stanowczości.
[ 72 ] — Nie stracę jej, upewniam!
 Była już blizko północ, gdy ksiądz Raul z notaryuszem opuszczali pałac przy ulicy Vaugirard.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false