Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Co pan wiesz o mnie?-powtórzył groźnie Gilbert.
— Dla czego stawiasz mnie pan w konieczności wyjawienia ci, że twoja przeszłość nie była bez skazy? — odparł mniemany wicehrabia.
— Panie!...
— Och! nie unoś się pan! Gniew do niczego nie doprowadzi... Porozmawiajmy spokojnie, jak przystało na ludzi dobrego towarzystwa. Zyskasz pan na tem, upewniam!
Mąż Henryki pokonać się niepozwolił.
— Dość tego! — zawołał. — Cała tę sprawę można zawrzeć w kilku słowach. Utrzymujesz pan, że jesteś pełnomocnikiem Duplat’a i przychodzisz żądać wypłaty ustąpionej ci przezeń wierzytelności? Otóż ja ci na to odpowiem, że nie dłużny nie jestem Serwacemu Duplat.
— Mam dowód, że jest przeciwnie...
— Istnieje przepis unieważniający tego rodzaju interesa po upływie lat dziesięciu.
Grancey rozśmiał się groźno.
— Złudzenie kochany panie, złudzenie — odrzekł. — Do unieważnienia spraw tego rodzaju, potrzeba upłynionych lat.
[ 99 ]trzydziestu. Możesz pan mi wierzyć. Studyowałem prawo i znam kodeks na palcach, do tego stopnia, że mógłbym ci zacytować dosłownie paragrafy i artykuły odnoszące się do takich właśnie interesów. Nie potrzebowałbyś pan dyskutować zemną w tym razie, gdybyś mi był pozwolił dokończyć co mówiłem, iż posiadam niejakie objaśnienia co do pańskiej przeszłości... Pozwól mi zatem mówić dalej, a to we własnym twoim interesie.
Gilbert stał milczący nie odpowiadając. Był przekonany, iż człowiek, który przemawiał w ten sposób do niego, musiał posiadać wszystkie jego tajemnice.
Grancey z tego milczenia korzystać postanowił.
— Przyznaję odrzekł iż będąc mocno zaciekawionym, starałem się dowiedzieć, jakiego rodzaju tak ważną przysługę mógł panu wyświadczyć Duplat, za którą zdecydowałeś się mu wypłacić sto pięćdziesiąt tysięcy franków? O pożyczce pieniędzy mowy tu być nie może, ponieważ ów były kapitan kommunistów niemiał nigdy grosza w kieszeni.
Nie zdawał mi się być również naturalnem położony warunek co do oczekiwania na sukcessyę po panu d’Areynes z wypłatą jednego z tych czterech weksli. Przypuszczałem, ze Serwacy Duplat, jako człowiek zdolny do wszystkiego, usłużył panu w przyśpieszeniu śmierci hrabiego...
Na te wyrazy Rollin rzucił się oburzony.
— Omyliłem się i błąd mój wyznaję — mówił dalej Grancey. — Zacząłem szukać na innym punkcie śladów dość trudnych do odnalezienia, ponieważ Duplat mówił mało i jak gdyby obawiał się pana skompromitować.
Nie zniechęcając się jednak, przekonany iż pomiędzy wami dwoma istniała jakaś gruba tajemnica, którą za jakąkolwiek bądź cenę pan będziesz chciał ukryć, zrozumiałem iż można ją odnaleźć jedynie w głębi piwnicy“.
Mówiąc to Grancey, podznaczył głosem ostatnie wyrazy jakie słyszał od Duplat’a majaczącego w gorączce.
Rollin zbladł jak posag.
— Milcz pan!... na Boga!... — wyjąknął, tracąc przytomność w przerażeniu i zapominając, że jego przestrach równał się wyznaniu popełnionej zbrodni.
— Ha! — odparł z tryumfem były galernik — pozwalam panu zaprzeczyć mi teraz i powiedzieć, że się mylę! Je[ 100 ]żeli trzeba jaśniej wytłumaczyć i postawić kropki nad „i“ mów pan... a wnet to uczynię.
Gilbert uczuł, iż broń mu złożyć potrzeba.
Wyrazy: „w głębi piwnicy“ tak zręcznie umieszczone w zdaniu Grancey’a, przekonywały go jasno, iż tenże posiadał w całkowitości jego tajemnicę.
Wachać się, zaprzeczać, wykręcać, byłoby daremnem.
Trzeba było wejść w układy i wyciągnąć dla siebie o ile można najkorzystniejsze warunki.
— Bądź co bądź wyjąknął, ocierając czoło zroszone potem czego pan żądasz, panie wicehrabio?
— Jakto... czego ja żądam? Zdaje mi się, że pan powinieneś to wiedzieć doskonale? Żadam, ażebyś pan złożył na moje ręce sto pięćdziesiąt tysięcy franków, przynależnych Duplat’owi.
— Niepodobna mi... absolutnie niepodobna w obecnej chwili zadość uczynić pańskiemu żądaniu — odrzekł Rollin.
— Chcę więc dla pana być względnym i mimo, że terminy pierwotnej prolongaty ukończyły się przed piętnastoma laty, wyznaczę je panu na nowo jak ci przyznawał je Duplat.
Wypłacisz mi pan zaraz czwartą część sumy, a trzy pozostałe części będziesz prolongował co sześć miesięcy.
— I oddasz mi pan naten czas weksle jakie posiadasz w swym ręku?
— Bez pieniędzy?... Nigdy! — Tu Grancey wyjął z pugilaresu weksle ukradzione w ogrodzie w Champigny, a nie puszczając ich, pokazał zdala Gilbertowi.
Rollin za pierwszym rzutem oka poznał swe pismo i podpis. Najmniejsza wątpliwość nie pozostała w jego umyśle.
— Jedno słowo... — rzekł.
— Słucham.
— Ile pan zapłaciłeś Duplatowi za te szpargały? Odpowiedz mi szczerze?
— Pojmujesz pan, że nie mogłem ryzykować się na tak niepewną sprawę, bez zapewnienia sobie grubej korzyści. Zapłaciłem za te jak pan nazywasz szpargały Duplat’owi, pięćdziesiąt tysięcy franków.
— W Numei?
— Tak.
[ 101 ] — Przebywałeś więc i pan także w Numei?
— Jeździłem tam jako turysta — odrzekł z uśmiechem były galernik.
— I Duplat panu powierzył czyli raczej sprzedał moje tajemnice?
— Nie jest że to rzeczą naturalną, że ów biedak starał się wyciągnąć z tego dla siebie jak największą korzyść?
— Na co by mu się to przydało, skoro nic niema już do sprzedania? Oskarżył by cię bez dowodu i niktby mu nie uwierzył.
— Mniejsza z tem. Ten człowiek dopóki żyje przedstawia dla mnie groźne niebezpieczeństwo — rzekł Rollin.
— Przeciw temu ja nic niemogę poradzić. Wszak to niebezpieczeństwo o jakiem pan mówisz, zdaje mi się być złudzeniem. Kiedym wyjeżdżał z Nowej Kaledonii, gdziem chciał zdobyć majątek przy zdobywaniu min niklowych, której to kompanii jestem koncessyonaryuszem, Duplat wyszedł ze szpitala po sześciomiesięcznej ciężkiej chorobie, wśród której walczył pomiędzy życiem a śmiercią. Wyczerpany na siłach, zestarzały, złamany, niedoczeka z pewnością dnia swego uwolnienia. A gdyby go nawet doczekał, niestarczyłoby mu sił na zniesienie trudów podróży z wyspy Ducos do Paryża, do którego gdyby nawet przybył, naraziłby się na niebezpieczeństwo powtórnego przyaresztowania wraz z oddaniem siebie pod dozór policyi, któraby mu wskazała miejsce zamieszkania. Wierzaj mi pan, że niepotrzebujesz obawiać się swego dawnego wspólnika, któremu teraz nic dłużnym nie jesteś, ponieważ ja mu zapłaciłem za twoje wierzytelności i weksle znajdują się w mym ręku.
— Gdyby wszelako ów nędznik Duplat, powrócił do Francyi i ukazał się groźny przedemną, powiedz mi pan, czy byłbyś gotów stanąć w mojej obronie? zapytał z trwogą Rollin.
— Byłbym nawet gotów, gdyby było trzeba, zgładzić tego łotra! — odparł były skazaniec.
— Przysięgniesz mi pan na to?
— Słowem wicehrabiego de Grancey!
— Zawieramy więc z sobą umowę.
— Tak, której niezmiennie wiernym pozostanę!
[ 102 ] — Dobrze.
Tu Gilbert pochylił głowę zatapiając się w rozmyślaniu.
— O czem pan myślisz? — zapytał pierwszy, po upływie kilku sekund.
— O tobie odrzekł mąż Henryki, wprost w oczy mu spoglądając.
— O mnie?
— Jestżeś pan człowiekiem przedsiębiorczym, odważnym?
O ile tylko nim być można.
— Człowiekiem czynu?
— Gotowym wszystko przedsięwziąć i na wszystko się hazardować!
— Nosisz pan piękne nazwisko...
— Tak, nazwisko historyczne... bez skazy! Mogą wytoczyć śledztwo przeciw mnie, nie obawiam się niczego!
— A pańscy rodzice?
— Niemam ich... Ostatni z członków mojej rodziny umarł rok temu. Jestem ostatnim rodu.
— Jesteś pan ambitnym?
— To zależy od znaczenia jakie pan nadajesz temu słowu. Nieposiadam ambicyi do odegrania w społeczeństwie jakiejś wyższej roli, lecz pragnę używać życia... Żyć dostatnio... wspaniale... co się zowie!
— Na to bogatym być trzeba.
— Przysiągłem sobie, że nim zostanę i dotrzymam słowa.
— Pańskie sumienie?
— Dostatecznie giętkie i obszerne.
— A skrupuły?
— Bagaż bezpotrzebny, jaki odrzucam precz!...
— Pańskie serce?
— Kompletnie wolne i mam nadzieję, iż na zawsze ta kim pozostanie.
— Pańskie stałe dochody?
— Pieniądze z gry w karty i sto pięćdziesiąt tysięcy franków jakie mi pan dłużnym jesteś.
— A które panu zapłacę...
— Nie wątpię o tem.
— Gdybym panu obiecał, że będziesz posiadaczem dwu[ 103 ]stu tysięcy liwrów rocznej renty, czy przyjąłbyś natenczas zobowiązanie udzielenia mi z nich połowy?
— Najchętniej. Lecz w jaki sposób?
— Pomówimy o tem później — rzekł Gilbert. — Na teraz, uregulujmy rachunki. Dobre rachunki tworzą dobrych przyjaciół.
— Przysłowie pełne mądrości.
Mąż Henryki otworzył szufladkę w kasie żelaznej, a wyjąwszy z niej banknoty i złoto, odliczył trzydzieści siedem tysięcy franków, jakie rozłożył na stole.
— Oto czwarta część tego co pan żądasz — wyrzekł — a ponieważ pragnę posiadać moje weksle oryginalne, jakie znajdują się w pańskiem ręku, podpiszę panu i wydam na takąż samą sumę trzy inne weksle w miejsce tamtych.
— Dobrze, ale czy pan masz je w domu stemplowane?
— Mam je zawsze dla moich wierzycieli.
Tu Rollin usiadłszy napisał trzy weksle z prawem prolongaty co sześć miesięcy i podał je młodzieńcowi.
— No! a teraz zamiana — rzekł!
Mniemany Grancey położył na stole cztery weksle wydane na nazwisko Serwacego Duplat’a, wziął w następstwie tamtych trzy inne i zebrał złoto wraz banknotami w sumie trzydziestu siedmiu tysięcy pięciuset franków.
Gilbert rzucił okiem na podane sobie walory.
— Ależ te weksle nie posiadają przekazu na pańskie nazwisko? — zawołał zdumiony.
Były skazaniec przygotował sobie zawczasu odpowiedź na to zapytanie.
— Rzecz nader prosta — odrzekł. — Duplat, mając rękę złamaną, nie mógł napisać przekazu na wekslach jakie od niego kupiłem. Lecz w tym wypadku posiadanie zastępuje przekaz. Co pana to zresztą może obchodzić, jeżeli te papiery tak strasznie cię kompromitujące wracają w twoje posiadanie? Rzecz naturalna, że teraz jesteś dłużnym wicehrabiemu de Grancey, a nie komu innemu. W jakiż to sposób mógłbyś wytłumaczyć, ażeby galernik Serwacy Duplat był twoim wierzycielem na sto pięćdziesiąt tysięcy franków?
Wyrazy te, zdołały nareszcie przekonać Gilberta, któremu chwilowo błysło podejrzenie, że ów ostatni potomek szla[ 104 ]chetnej rodziny Grancey’ów, nie kupił, ale ukradł te weksle Duplatowi.
Bądź co bądź, mało mu na tem zależało, a jeżeli ów wicehrabia był łotrem, tem lepiej dla projektu, jaki powziął względem niego.
Schował weksle w szufladkę kasy żelaznej i zamknął ją na klucz.
— Otóż i załatwiona sprawa, podajmy sobie rękę — rzekł mniemany Grancey.
— Jako przyjaciele...
— Tak, jestem przekonany, że niemi będziemy i na długo. Poznałem cię panie Rollin i widzę, że jesteśmy jak gdyby dla siebie stworzeni!
— Potwierdzam to w zupełności.
— Łączność tworzy siłę, a my złączywszy się z sobą, będziemy mogli przedsięwziąść i wykonać najryzykowniejsze zamiary.
— Liczę na to...
— Widzę w przyszłości miraże złota przed sobą....
— A ja słyszę szelest banknotów...
— Wszystko to jest dobrą wróżbą
Wicehrabia spojrzał na zegarek.
— Pięć minut do dwunastej — rzekł. — Czy pan jadasz śniadanie tu u siebie, w pałacu?
— Nie.
— Zechciej więc mi towarzyszyć. Opieczętujemy naszą świeżo zawiązaną przyjaźń.
— Jakto... nierozumiem?...
— Przyjmij śniadanie jakie ci ofiaruje...
— Przyjmuję.
— Dzięki! Przy wetach, będziemy mogli pomówić swobodnie o naszych przyszłych sprawach, o jakich mi pan nadmieniłeś.
— Porozmawiamy. Każę zaprzęgać i jestem na pańskie rozkazy.
Rollin zadzwonił i wydał polecenia.
Po upływie dziesięciu minut dwaj przyszli wspólnicy wsiedli do powozu, a w kwadrans później, rozlokowali się oba w gabinecie Angielskiej kawiarni.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |