osób odpornych wobec tej lub owej trucizny pani — to jednak — przewrotność pani jest tak olbrzymią i wielostronną, że istnieje zaledwie jeden człowiek na tysiące, któregoby pani nie potrafiła zarazić. Widzi pani: Quintero przedstawiał tylko niebezpieczeństwo zarazy tyfusowej, pani zaś stanowisz niebezpieczeństwo stokrotnych infekcji, z których każda z osobna jest o wiele niebezpieczniejszą.“ — Zrobił pauzę, zakaszlał, wziął karafkę i nalał sobie szklankę wody.
Pani Marja Stuyvesant zaśmiała się: „Od kiedy pijesz wodę, Frydel!?“
Adwokat podniósł szklankę do ust — lecz odstawił ją zaraz. „Od kiedy z powodzeniem uczyniłem próbę, by się uwolnić od pani! Od kiedy oduczyłem się nareszcie w trzech sanatorjach po ośmiu kuracjach abstynencyjnych zaniechać pijaństwa, którego ofiarą stałem się dzięki pani, i to, o ile się zdawało, ofiarą bez ratunku. Od owego czasu!“
„Zapominasz o jednem, Frydel“, rzekła dama popielata. „Już, gdym cię poznała, umiałeś wypić porządnie — co?“
„Tak, tak!“, zawołał adwokat. „Zapewne, że piłem! Jak każdy porządny student! Lecz przez ciebie — przez panią jedynie stałem się pijakiem!“
Marja Stuyvesant odłożyła papieros. „No —