a teraz jesteś wyleczony — tem lepiej! Lecz z tem wszystkiem nie wiem, dlaczegobym nie miała napić się wina — uważam że panowie nie bardzo galanccy.“ Rzuciła okiem na zielony stół. „Panie dell’ Greco — przed panem stoi chablis — czy nie zechciałby pan przynieść szklankę?“
Tryesteńczyk natychmiast podskoczył z miejsca, postawił przed nią szklankę i nalał wina. Następnie postawił flaszkę obok.
„Proszę bardzo —“, mruknął. Powrócił na swe miejsce.
Duża kobieta podniosła szklankę. Powoli rzekła: „Na pańskie zdrowie, panie doktorze! Jest chyba stosowniej, bym do pana w ten sposób przemawiała. Bo Frydel, ten którego niegdyś znałam, nie byłby nigdy pił ze mną wody!“
Poraz drugi adwokat wziął szklankę z wodą, podniósł ją, umoczył usta swe. Łyknął — potem silnie postawił szklankę na stół. Patrzył nieruchomo na kobietę, kąsał wargi swe. „Do stu djabłów“, szepnął, „do stu djabłów —“
Potem nagłym ruchem uchwycił flaszkę czerwonego wina, stojącą przed sąsiadem jego, hrabią, napełnił wielką szklankę aż pod wierzch, wypił ją jednym haustem.