Gdy przed południem zeszedł na dół do hallu, zobaczył tu Anielę. Była sama. Zaczerwieniła się przy powitaniu i dalej czytała gazetę. Było oczywiste, że czekała na niego. Pokazała mu telegramy z terenu wojny, toczącej się na południu. Właśnie z powodu ostatnich politycznych wiadomości książę nie zatrzymał się w Krakowie; względy finansowo-giełdowe skłoniły go do rozstania z rodziną. Stan jego majątkowych operacji wymagał natychmiastowej jego obecności w Warszawie. Aniela z córkami, starą księżną i Adą pozostała w hotelu, czekając dalszych rozporządzeń co do swego losu. Nie wiedziały nawet, czy pojadą stąd jeszcze na wieś, czy też prosto do miasta na zimę.
Emil usiadł obok, chociaż pierwotnie miał inny zamiar. Chciał mianowicie wziąć samochód i objechać ulice i place starej stolicy, a później zrobić dalszy spacer śliczną szosą nadwiślańską.
— Jakie to okropne, że ludzie się biją, — rzekła Aniela, odkładając kij z gazetą.
Słuchając tych słów, bardzo prostych i słusznych, Emil oglądał ją ze współczuciem. Dla niego najoczywiściej zaczynała być elegancka — z wysiłkiem widocznym, a bez smaku.
Powiedział jej o zamiarze przejażdżki.
— A kuzynka nie pojechałaby także? Będę szczęśliwy —
Myślał: skąd mam ten spokój, tę przyjemność fizyczną z przebywania z tą kobietą? Stąd, że jej nie kocham. Lubię ją, bo mi jest obojętna.
Aniela się wahała.
— Bo właśnie Ada już poszła.
— Więc co? — uśmiechnął się.