Jump to content

Page:PL A Daudet Mały.djvu/120

From Wikisource
This page has not been proofread.

na katedrze, a pierwszy odruch zapału minął, zacząłem się trochę rozważniej sprawie przyglądać. Roger zgodził się żyć — bardzo piąknie! — ale ja sam — co się miało ze mną stać potem, gdy dzięki mojemu szlachetnemu poświęceniu znajdę się na bruku.
 Położenie było niewesołe. Ujrzałem „ognisko domowe“ mocno zachwiane, matkę zapłakaną, a ojca wielce zagniewanego. Na szczęście przyszedł mi na myśl Kubuś; co za dobry pomysł miał ten list, że nadszedł właśnie dziś rano! Cóż, właściwie mówiąc, to bardzo proste, czyż mi nie pisał, że łóżko może pomieścić nas obu? Zresztą, w Paryżu można będzie zawsze coś znaleźć.
 Wtem zatrzymała mnie straszna myśl: ażeby móc wyjechać, trzeba mieć pieniądze na podróż, potem pięćdziesiąt osiem franków, które byłem dłużny portjerowi, dalej — dziesięć franków, pożyczone od jednego ze starszych uczniów, i duża suma, zapisana na moim rachunku w kawiarni Barbette’a. Skąd wziąć tyle pieniędzy naraz?
 — Ba — powiedziałem sobie, rozmyślając nad tem — głupiec ze mnie, że o tem myślę. A od czegóż jest Roger? Roger ma pieniądze, daje lekcje na mieście, będzie na pewno uszczęśliwiony, że może mi dostarczyć tych kilkuset franków, mnie, który mu uratowałem życie.
 Uregulowawszy w ten sposób moje interesy, zapomniałem o całej katastrofie i pogrążyłem się w marzeniach o mojej wielkiej podróży do Paryża. Byłem bardzo wesoły, nie mogłem usiedzieć na miejscu i pan Viot, który zaszedł do mego oddziału, by na-