Rozpacz - szyderstwo - wiara
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rozpacz - szyderstwo - wiara |
Pochodzenie | Pisma Zygmunta Krasińskiego |
Wydawca | Karol Miarka |
Data wydania | 1912 |
Druk | Karol Miarka |
Miejsce wyd. | Mikołów; Częstochowa |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały tom VI |
Indeks stron |
[ 221 ]
Kto mi ją wróci, a z nią odda chwile
Lepsze, niż reszta życia mego cała,
Niż przeszłość zbiegła — przyszłość pozostała?
Bo przeszłość niczem — a przyszłość w mogile!
Jutro, ty mówisz — może jutro zginę!
Może już dzisiaj nad zmierzchem wieczora,
Jak cień, co znika, zniknę i przeminę —
A znajdęż w trumnie to, com kochał wczora?
Nie — nigdy — nigdy już szczęścia nie będzie!
Tam gniją trupy — wiją się robaki —
Tam marne leżą zmartwychwstania znaki —
O, tam jej postać przy mnie nie usiędzie!
Gdzie moje niebo — gdzie morza błękity?
Gdzie gwiazd girlandy dyamentowe w górze?
Gdzie moje w dole cyprysy i róże
I miasto kwiatów i wulkanu szczyty?
O ziemio włoska! W tobie sam Bóg gości!
Tyś sercem świata, w którem wrą płomienie —
W grobach twych mieszka nie śmierć, lecz natchnienie
I stróż twój wieczny — to Anioł Piękności!
Na twoich lądach ja szczęśliwy byłem,
Na twoich morzach gwiazda mi świeciła,
Której tu niema — a tak boską była,
Że chyba zginę, kiedy ją straciłem!
Ona się tylko na mej życia fali
Jedna odbija — inne wszystkie ciemne!
I tę mi ludzie — i tę odebrali!
Ludzie bez ducha, jak gady nikczemne,
Co mają oczy do klamek przybite,
Co uchem słyszą westchnienia ukryte
I ćwiczą język, by jak żądło wiotki,
Chwytał w lot kłamstwo i roznosił plotki.
A każdą plotkę, nim rzucą z wiatrami,
W motyle skrzydła oczepiają sami
I wprzód ją sokiem utuczą skorpiona!
A bajka wtedy, jak smok, wystrzelona
Kręci się, lata i syczy i truje —
Oni się patrzą i klaskają w ręce;
Co im do tego, że gdzieś kona w męce
Duch, który myśli, lub dusza, co czuje?
Oni nie myślą — nie czują — nie wiedzą,
Co serce zdoła wycierpieć na ziemi —
Bo anioł serca nie był nigdy z niemi,
Szatanki zabaw tylko przy nich siedzą!
Haniebne słowo ich dusz nie obraża —
Kto pieśń natchnioną usłyszy w ich kole?
Jeden się tylko pomysł na ich czole,
Pomysł wygody, jak plama, wyraża!
Życie ich — mierność, a wiara ich — złoto!
Szczęścia nie znali — nigdy nie zaznają,
Bo gwiazdy szczęścia tylko duchom wstają
I promień bogów nie pada na błoto!
Świat wasz brzmi ciągle, jak pusta butelka,
Muchami żartu i jadłem się dymi —
Zgniła rozpusty podpiera go belka,
Na której stoi duch głupstwa olbrzymi.
Z tego, co piękne, zysk tylko mieć chcecie,
Wyssać woń z róży i pogardzić kwiatem —
Lecz wy pięknego pojąć nie umiecie,
I miłość waszym nieodkrytym światem!
Ot! — tam — tam patrzcie, gdzie nie dojrzy oko:
W górze, nad mgłami, a w niebie głęboko
Kryje się księżyc, nazwany Pięknością,
I przy nim słońce, nazwane Miłością!
Lecz cóż wam prawię? — dla was jest kobieta —
Mylę się — raczej są dla was kobiety!
Wyście tu pany — a mnie się, niestety,
W mózgu zaćmiło. — „Ah, biedny poeta,
„Co patrzy w chmury, a prawdziwych zdarzeń
Nie widzi nigdy na istotnym świecie —
Dziki samotnik z lutnią polną marzeń,
Co kwiat pustyni w marny wieniec plecie;
„Z przed ócz którego świat mdleje i znika,
Mrze gospodarstwo — nawet polityka,
Jak tylko ujrzy gdzie śnieżną spódnicę,
Pukle z jedwabiu lub z atlasu lice —
„A to, co ujrzał, wraz zmienia na cuda —
Każę tym paniom, by w niebie mieszkały,
Kiedy tu zostać na ziemiby chciały,
Bo w niebie święci — a gdzie święci, nuda.
„Na co czcić, kochać, gdy można używać?
Na co rozpacze, gdy można się bawić,
A po zabawie opuścić, zostawić?
My cię nauczym, jak miłostki zrywać.
„Na sam przód każda — wdowa, czy dziewica,
Czy też mężatka — czysta kapryśnica!
Tam się przekręci, skąd jej wiatr zawieje,
Z rana ci płacze, a w wieczór się śmieje.
„Los je tu stworzył dla mężczyzn zabawy;
Miły puhar wina — dobra szklanka kawy —
I one smaczne, tylko trochę więcej
Łudzą i trzeba lubić je goręcej.
„Dalibóg, prawda! Anielskie stworzenia,
Lecz póki tylko silne i rumiane,
Zanim się sztuczek wyuczą cierpienia! —
Bo ich łzy, widzisz, to żarty, nam znane.
„Bierz tylko cukier i złote uśmiechy —
Zasię od westchnień! — Gdzie płacz się poczyna,
Niech twej wierności skończy się godzina —
I leć gdzieindziej rwać róże pociechy!
„Zmiłuj się tylko — sam nie wpadaj w tkliwość
Jeśli ci smutno, zabij smutek szalem,
Hulaj, — graj — z nami, ot, pij gardłem całem,
A minie zaraz mdłych pamiątek ckliwość!
„A po tygodniu lub też dwóch tygodniach
Wyjdziesz na miasto w nowomodnych spodniach
I znów się w jakiej zalubisz kobiecie.
Wierz — tak się dzieje na tym prawdy świecie!“
Oni mówili. — Jam pilnie ich słuchał,
O stół zielony, gdzie lśniły się karty,
Jak posąg człeka wśród zwierząt, oparty —
Aż w sobiem iskrę szyderstwa rozdmuchał:
„Waszą jest prawda, przezacni panowie!
Dziś mi dopiero zaczyna dnieć w głowie,
Lecz mi pozwólcie na jedno pytanie —
Co się też wkońcu z naszym światem stanie?
„Widzę w nim postęp — cuda — wynalazki.
Para, galwanizm[2], miedź, żelazo, ołów
Służą mu nakształt spętanych aniołów —
Samo już światło maluje obrazki!
„Przy tem wojsk dosyć i długów stokrocie,
Ogrom też szpiegów — policya wyborna —
A ludzkość sobie, jak dziecię pokorna,
Umiera z głodu lub pracuje w pocie!
„Gdzie stały niegdyś bitnych zamków wieże,
Dziś loch pod ziemią i blade warsztaty;
Tam jedwab kupcom wywija się w kwiaty,
Tam przędzą sukno na wasze odzieże.
„Gdzie niegdyś szumne od hymnów kościoły,
Dziś giełdy, szumne od krzyków handlarzy,
Lub cytadele na miast wielkich straży,
Tych miast jedyne — lecz śmierci — anioły.
„Zgoda na wszystko. — Ucisk z góry tłoczy,
W dole tam jęczą, zgrzytają miliony,
Pytając, z jakiej wejdzie Mściciel strony —
Nam nic do tego! — Alboż mamy oczy,
„By drugich widzieć? — Patrzajmy na siebie!
Grą i przemysłem złota nazbierajmy,
I ziemię całą, całą zużywajmy!
Bo, kto używa, ten tylko był w niebie!
„Przecię już rozum dawno się przekonał,
Że wiara w duszy to śmieszność i zgroza —
Bóg kar i nadgród właśnie w tym dniu skonał,
W którym się zabił wielki żyd, Spinoza[3],
Którego nowa filozofia uczy,
Że całość światów jedynym jest Bogiem
I że Duch ludzki za grobowym progiem
W żadno się inne życie nie rozwnuczy.
„Z tej strony grobu jest wieczność jedyna,
Z tej tylko strony mogą żyć nadzieje —
Niech więc się złoto w kubek graczy leje —
I byt nasz przejdzie, jak tej gry godzina!
„Wiwat, panowie! — Niech to potrwa tylko,
Niech to nie będzie jedną czasu chwilką,
Lecz całym czasem — a gdyby przypadkiem
W dom nasz się Nędza wczołgała ukradkiem?...
„Gdybyśmy nagle u stóp gilotyny
Boso stanęli — lub w pustyniach śnieżnych
Żyć gdzie musieli wśród wilków drapieżnych —
Kto wie? — w kajdanach kopać kruszcu miny?
„A jeśli trzeba bić się dniem i nocą,
Bez odpoczynku, o głodzie, o skwarze,
By strzał przez piersi wziąć od wroga w darze
I nie paść wtedy — lecz ostatnią mocą
„Ścisnąć karabin i pójść na bagnety?
Lub w sali radnej, wśród krzyków tysiąca
Plwać na przytknięte do serca sztylety,
Z śmiechem pogardy czekać sprawy końca?
„A może przyjdzie umierać z choroby
Pośród ciał ludzi, już umarłych wprzódy?
Dziwne są w mózgu gorączki wyroby!
A nuż się wyda, że tam jakiś chudy
„Szatan przybywa całować nas w twarze
I, ze szpitalu wywlókłszy za rękę,
Wiedzie zbolałych na puste cmentarze?
Może się przyśni — że na piekła mękę?
„A cóż, panowie — czyż to być nie może?
Dziksze się jeszcze zdarzały wypadki,
Z wznioślejszych posad ogromniejsze spadki
W dolinę smutku lub nicości morze!
„Czy nie słyszycie, jakoby w oddali
Jęk konających na lądzie, na fali?...
Czy nie widzicie jakby kruków stada,
Co czarno lecą tam, gdzie człowiek pada?
„Ot, z głębin ziemi zagrzmi krzyk:
Do broni! I duch litości, jak w dniu Bożej męki,
Na szczytach niebios łzę — gwiazdę uroni,
By tam świeciła, skąd wzbiją się jęki.
„Bo nocą cichą, jak z nór ciemnych węże,
Z lochów podziemnych wyroją się męże —
I każdy w ręku nieść będzie pochodnię,
I każdy w oczach jakąś przyszłą zbrodnię.
„I stąd i zowąd i tam i w oddali
Rąk tysiąc razem, jakby Jedna ręka
Gmach świata burzy i gmach świata pali!...
Aż szał mnie objął i serce mi pęka!
„Krew wrząca wodzów i krew panów wielkich,
Krew biała kupców i krew ludzi wszelkich
Pada tam w ogień, jak olej rzucony,
I ogień bucha, jak ta krew, czerwony!
„Widzę dzieciątka, co się z matek ręku
W pożar stoczyły i zgasły bez jęku
Widzę żołnierzy, co nigdy nie drżeli,
A teraz leżą, jak posągi, bieli!
„I was też widzę, ciągnących w ohydzie
Wśród przekleństw ludu, o hańbie, o biédzie;
Darmo - zapóźno wołacie o Boga!
Bóg wasz wszechmocny, jedyny — to Trwoga!
„Dziś wam dopiero kochać się zachciało,
By wasza pamięć nie zginęła całkiem,
By kto się z wami choć chleba kawałkiem
Podzielił, mówiąc: Bierzcie, choć tak mało!
„By łza kochanki, uścisk przyjaciela
Was odprowadził na kończyny świata,
Gdzie trumna czeka i błyszczy nóż kata,
Ostatni promień tylu dni wesela!
„Patrzcie! I siebie widzę z wami razem:
Te same pęta stopy nam związały,
Na śmierć tę samą za jednym rozkazem
Wiodą mnie — ale nie wiodą bez chwały!
„Twarz u was sina — powiedzcie, czy zbladłem?
I drżą wam ręce — czy u mnie zadrżały?
Czy, jak wy, martwo w progach sądu padłem,
Gdy lud rzekł: Na śmierć! a sędzie przystały?
„W tej chwili jeszcze czyż zgiąłem kolana?
O, wy klękajcie przed dzikiemi tłumy!
Proście o łaskę choć do jutra rana,
By tę noc przeżyć, jak życie — bez dumy!
„Niechaj się ze mną, co los kazał, stanie —
Niechaj mi głowę odetną od ciała!
Alboż myśl moja w tym nożu zostanie?
Z pod ich rąk w niebo nie wyrwie się cała?
„I grób mój tutaj nie będzie bez kwiata,
Ni pamięć moja bez łez też nie będzie —
Jutro tu przyjdzie Siostra[4] i usiędzie,
Gdzie dzisiaj stało rusztowanie brata.
„Anielska postać będzie tu płakała,
Serce anielskie tu mnie wołać będzie
Teraz i potem — na wieki i wszędzie,
Aż do mnie wróci — jak ja — zmartwychwstała!
„Bom w Piękność wierzył, bo byłem szczęśliwy!
Szczęście i wiara dały, że umieram
Nie, jak wy, podle — a was się wypieram!
Ot, w nieskończoność idę po me dziwy,
„Po kwiaty moje, po moje natchnienia,
Gdzie wszystkie lutni dociągnione tony,
Gdzie wszystkie dusze dopełnione brzmienia,
Tam, gdzie Duch jeden — gdzie duchów miliony ...
„ — I tak się z wami żegna tu poeta,
Ów slaby wietrznik, to dziecię złudzenia,
Co z kwiatów tylko brał jady cierpienia,
I nie chciał wierzyć — że to rzecz — kobieta!
„I tak się z wami żegna tu szaleniec,
Co, patrząc w chmury, splatał pustyń wieniec —
Bądźcie mi zdrowi, wygody czciciele,
Wy, świata prawdy cudni stworzyciele!
„A teraz ciebie żegnam, o jedyna!
Chociaż z daleka, ten głos cię doleci,
Błysk krwi z tej szyi w oczy ci zaświeci,
W serce uderzy ta śmierci godzina!
„Za chwilę ciało moje będzie w trumnie,
Głowa na piasku lub w tych ludzi ręku.
Żyłom samotny i umieram dumnie —
Przy tobiem płakał — tu skonam bez jęku.
„Imię twe tylko ostatniem westchnieniem
Prześlę do nieba. — Tylko myśl o tobie
Skryję głęboko, by mi była w grobie,
Jak tutaj, siostrą — kochanką — zbawieniem!“
Przypisy
[edit]
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |